niedziela, 30 stycznia 2011

28.01.2011 DAL BATH U MAMY

[W:] Cały dzień spędziliśmy leniwie snując się po mieście. [K:] Trafiamy na jeden z "rynków" na którym rozłożone są ceramiczne naczynia, miski, miseczki, dzbanki, wazony, skarbonki, kadzielnice - tu są suszone i wcześniej tworzone. Wokół centrum kilku mężczyzn wyrabia glinę, czasem używając koła garncarskego.







[W:] Ponieważ oboje jesteśmy podziębieni i zasmarkani, postanowiliśmy dziś jeść do syta bez liczenia rupii i kalorii. K.wzięła smażóny ryż z jajkiem, a ja mięsne momo, ryż z kurczakiem a na koniec mięsne kulki - to taka tutejsza przekąska z mielonego mięsa - idę o zakład, że to było dokładnie to samo co w moich pierożkach, ale smaczne i fajne. Do tego po szklaneczce tutejszego wina, a w aptece obok kupujemy aspirynę w nietypowej dawce - 350 mg i mającą słodki smak. Zaglądamy też do kina, ale pan mówi, że najbliższy seans jutro o ósmej rano. Dzień chcemy zakończyć porcją dal bhat u Mamy i trafiamy w porze kolacji, więc jemy wraz z córką i synem. Szefunio na zewnątrz znów gra w szachy i przegrywa, więc jego przeciwnik dostaje od mamy szklaneczkę rakszi. I tym razem zbieramy mnóstwo informacji, a wśród nich między innymi :
- jeśli jesz dal bhat łyżką, to większość składników umiera i nie trafia do twego ciała, dlatego należy jeść ręką - opłukałem więc na zewnątrz dłoń i zjadłem jak należy, K.została przy łyżce; [K:] W. ku uciesze obserwatorów, jadł "źle" i chyba dość zabawnie, został poinstruowany, jak należy nabierać ryż, jak układać dłoń;
- zielone warzywa są dobre na wzrok i gdyby K. jadła je regularnie na śniadanie i kolację, nie potrzebowałaby okularów. Syn"inżynier" w ogóle jest wkręcony w wegetarianizm, medycynę naturalną, zioła itp. itd. Po pierwszej wizycie, by dobrze zareklamować rodzinną kuchnię, poczęstował nas ziołową tabletką na niestrawność;
- mężczyzna w Nepalu to Bóg i może robić co chce - dowiadujemy się tego pytając, czy Mama nie ma nic przeciwko graniu w szachy na kasę;
- miejscowy mistrz szachowy, który wygrywa z szefuniem i wpada na szklaneczkę, podobno kiedyś przyszedł tu do kuchni by zjeść kolację, miał ze sobą planszę do gry i cztery świeczki i od tamtej pory został i jest tutejszym chess masterem - gość ma takiego wkręta, że za każdym razem, na czterech rogach planszy zapala świeczkę;
- poznajemy też "białego pijaka", który przyjechał tu ponad pięć lat temu i teraz mieszka obok. Chciał się nauczyć nepalskiego i skubaniec się nauczył, bo nawija z Mamą płynnie, a my rozumiemy tylko słowo - rakszi;
- nepalczycy nie jedzą węży, a zwłaszcza kobry, która siedzi na ramieniu Lorda Shivy i jest święta. Kobrę zabić można tylko w obronie własnej, gdy ta zaatakuje;
- syn Inżynier twierdzi, że wszystkie psy na świecie to jego rodzina. Mówimy mu, że skoro tak, to jesteśmy rodziną, bo my też kochamy psy i jesteśmy "brothers". (Pozdrowienia dla Jazza, Juliana, Hakera, Sałki i Marychy, Tosi oraz wszystkich nie wymienionych tu psich braci);
- występuje tu również piwo domowej roboty, które nazywa się tu "to" lub "cian" - jedna nazwa jest nepalska, druga w języku newari. Mama mówi, że to piwo nie jest tejsti, a synek mówi, że to nie do końca piwo, ale ma w sobie trochę alkoholu i jest białe jak mleko. Chcemy spróbować, ale tutaj nie mają. Poszukamy...
- leków w Nepalu nie warto zażywać, bo mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc i ogólnie są złe. A skoro mamy lekki katar i kaszel, to Inżynier ma jakąś mieszankę ziołową do zaparzania, która uleczy nas w 2-3 dni - nie korzystamy z oferty;
- styczeń i luty to okres, gdy kobiety hindu na miesiąc rezygnują z jedzenia wszystkiego poza owocami i warzywami. Te mężate czynią tak, by zapewnić mężom długie życie, a panny, by znaleźć wspaniałego męża;
- Nepal ma własną kinematografię, ale nie produkuje się tu tak wielu filmów jak w Indiach. Inżynier twierdzi też, że nepalskie filmy są do d... i od lat ciągle takie same, więc on woli oglądać hollywoodzkie produkcje na dvd (płyty z filmami spotykamy tu bardzo często, nikt nikogo nie ściga za piractwo, jak w kinach jest nowość i wszędzie są plakaty (prawdziwe cudeńka) to od razu można taki film nabyć na płycie);
- tutejsze kino ma trzy pory seansów w ciągu dnia - godziny 8, 14 i 17
- Mama mówi, że córka to bawół (buffalo) a syn to krowa, bo córa chciałaby się codziennie kąpać (jak wspomniany buffalo), a synkowi wystarcza jedna kąpiel w miesiącu, więc jest jak krowa, która podobno nigdy się nie myje;
- najpopularniejszą grą dla dzieci jest nasza "zośka". Ma wiele odmian, a jedna z wielu gier polega na tym, że "zochę" kładzie się na ziemi, a ten kto nie wytrzyma napięcia i podniesie ją by pograć, ten jest debil. Dzieciakom wystarczają tu do zabawy najprostsze rzeczy jak kółko, kijek, kamyk, czy plastikowa butelka po napoju. Nie widzimy tu plastikowych pistoletów, gadających lalek, czy mechanicznych piesków. I całe szczęście, bo mamy wrażenie że naszym ojczyźnianym dzieciaczkom poprzewracało się w tyłkach od nadmiaru zabawek i wyobraźnia bierze w łeb;
- związki damsko męskie są oparte na partnerstwie, ale tylko w teorii. W rzeczywistości kobiety mają dużo niższą pozycję w społeczeństwie. Częstym widokiem jest kobieta niosąca naprawdę spore kany z wodą, albo torby, kosze etc. Idący obok "partner" niesie co najwyżej papierosa;
- szale które noszą nepalskie kobiety, głównie wykonane z pashminy są bardzo ciepłe i to raczej rodzaj mody niż tradycji;
Dal bhat (ryż z dodatkami) u Mamy to naprawdę smaczny i solidny posiłek. Szczególnie posmakowały nam zielone liście w smaku i wyglądzie trochę jak szpinak. Takich liści spożywa się tu bardzo dużo i można je kupić wszędzie. Żegnamy się z rodzinką i zamiast "bye bye" mówimy "see you tomorrow", bo jak się mówi "goodbye" lub "bye bye" to tak jak byśmy już mieli tu nie wrócić - kolejna nauka.












1 komentarz:

  1. Zdjęcie chłopca bawiącego się kółkiem jest niesamowite. Warto je pokazać wszystkim dzieciakom negocjującym zakup PSP, iPoda, iPada, Wii itp. :-)

    OdpowiedzUsuń