niedziela, 23 stycznia 2011

21.01.2011 JAJECZNICA RAZ!

[K:] Dziś dzień bez przygód, przynajmniej w moim wydaniu. Po ciężkiej nocy walki z układem pokarmowym, nie miałam sił wychodzić z pokoju. Postanowiliśmy jednak odszukać Durbar Square. Wyszliśmy, nie znaleźliśmy i przekonałam się, że nie wyzdrowiałam.
[W:] Fakt - Pacpackarol cudem uniknęła śmierci w kompromitującej pozycji. A dzień choć bez szału, to przygody miałem. Otóż łażę po sklepie, szukając produktów, którymi mógłbym uleczyć K. Nagle mam w głowie taki flesz - widziałem napis "pikantny", wracam, nastawiam radary i jest - pikantny ser w plasterkach "made in poland" w super opakowaniu, otwierasz-zamykasz, albo "ze szczypiorkiem". No radość moja była ogromna, ale ze względu na cenę nie kupiłem. Zastanawia mnie tylko jak to działa, że produkt przeznaczony na rynek polski, czeski i słowacki jest sprzedawany w Nepalu. Ponieważ dzień przebiegał pod hasłem "kwarantanna", połaziłem trochę sam po okolicy i w ten sposób dowiedziałem się, że jabłka są tu nawet trzykrotnie droższe od mandarynek. Ja kupiłem najtańszą odmianę małych jabłuszek za 100 rupii kilo (mandaryny 70/kg, a widziałem jabłka po 220). Kupiłem też owoc wyglądający jak zielony granat, a była to guawa - bardzo ciekawe i przepięknie pachnie. No i postanowiłem rozwijać wyobraźnię i zdolności kulinarne, za cel obierając sobie zrobienie jajecznicy, ale o tym już Karola:
JAK ZROBIĆ JAJECZNICĘ W NEPALSKIM HOTELU?
Nic prostszego. Po pierwsze należy kupić kubek gotujący wodę i metalowy talerz. Potrzebna będzie jeszcze woda, którą w kubku trzeba gotować, jajka które na talerzu trzeba roztrzepać i dla smaczku odrobina przypraw (żeby było sprytnie, można kupić kostkę rosołową i dodać odrobinkę do owych jajek). Należy mieszając metalową łyżką czekać, aż jajko się zetnie. Można, jeśli się ma drugi talerz, podgrzeć bułkę, wkładając ją między dwa talerze umieszczone na kubku z gotującą się wodą. Czyż nie poezja?

 
[K:] Thamel - handlowo - turystyczna dzielnica Kathmandu. Tu na jednaj ulicy, możesz znaleźć 50 hoteli, hosteli, guesthousów, agencji turystycznych. To miejsce gdzie na 10 m kw można kupić - truskawki, pietruszkę, ubrania, maski, momo, banany, kalafiora, młynki modlitewne, kwiaty, biżuterię, ubrania, szale, orzeszki, czy kawałek kozy. Poza tym ktoś przyrządzi Ci omleta, inny ktoś sprzeda samosa. To wszystko na ulicy oczywiście. Poza tym każda uliczka, ma swoje sklepiki (często poukładane tematycznie), z biżuterią, przyprawami, okularami, materiałami. Uliczki są wąskie, chodzą nimi piesi, jeżdżą samochody (najczęściej samochód "zajmuje" całą szerokość ulicy), jeżdżą riksze, motory i są sprzedawane wszystkie możliwe produkty. Co jakiś czas ktoś sobie rozpali ognisko, żeby się ogrzać, ktoś coś kupuje, ktoś się zapatrzy na wystawę. Jest ciasno i bardzo tłoczno, rzadko bywa chodnik i wszędzie są odpadki. Tu nie funkcjonują kosze na śmeci. Wszyskie pojazdy do zakomunikowania że są i chcą przejechać używają klaksonów, a dodam tylko, że uliczki są dwukierunkowe. Zresztą jeśli chodzi o jazdę, to niewiele zasad tu panuje - nie ma znaków drogowych, świateł, na większych skrzyżowaniach można spotkać policjanta kierującego ruchem - kto większy ten ma pierwszeństwo - piesi są więc tu na pozycji przegranej. W takim otoczeniu często można spotkać psa, który akurat znalazł sobie miejsce i się wygrzewa bez najmniejszego stresu.
[W:] Psy są tu wyjątkowo wyluzowane, potrafią naprawdę drzemać na środku zatłoczonego chodnika i nikt ich nie nadepnie, nie pogoni, a one najwyraźniej bardzo ufają ludziom. Niektóre wyglądają wręcz na martwe (widzieliśmy raz autentyczne zwłoki psa, na które nikt nie zwracał uwagi,choć obok biegały dzieciaki-przykre bardzo), czasem wychudzone, choć większość jest jednak odkarmiona i nieźle wygląda. Czasami bywa też komicznie gdy np. na jednym pasie drogi kima piesek, a obok przystanie krowa, by popatrzeć na widoczki, kierowcy wnerwieni, jedynie trąbią, w końcu krowa odchodzi. I jeszcze a propos klaksonów, bo już dawno rozkminiliśmy tutejsze zasady, a nie zdążyliśmy napisać: tu klakson jest jednym z podstawowych elementów wyposażenia pojazdów. Zanim wyprzedzisz -trąbisz ostrzegawczo, zanim wyjedziesz zza zakrętu-trąbisz, gdy chcesz wyprzedzić a nie masz widoczności - trąbisz, gość z przodu trąbiąc daje znak, czy możesz czy nie. Gdy przejeżdżaliśmy przez góry pełne autobusów i ciężarówek-głównie marki TATA widzieliśmy napisy z tyłu tych olbrzymów "horn please", "wait for signal" a także kolorowe "good bye", "see you" itp. W ogóle ciężarówki TATA to temat na osobny post, mamy też kilka zdjęć - zdobienia są piorunujące! Acha - no i taksówki, które dodatkowo używają klaksonu do złapania klienta. Taksiarze są tu szczególnie denerwującą grupą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz