niedziela, 16 stycznia 2011

15.01.2011 PRZYGODY MAŁEJ SINGAI

Singaja bardzo polubiła Pekin, ale było tam bardzo zimno, a ona chciała ogrzać brzuszek na słoneczku. Dowiedziała się, że słońce świeci w Nepalu, więc nie zastanawiając się długo, spragniona przygód kupiła bilet lotniczy do Kathmandu - stolicy tego kraju. Leciała nad najwyższymi górami na świecie, a widok był tak piękny, że Singaja piszczała z zachwytu. Widziała najwyższą górę świata Mt. Everest, rzeki i miasta w Himalajach. Baaaardzo jej się ta podróz podobała. Gdy wylądowała, poczuła się bardzo zmęczona, znalazła więc sobie zaciszny pokój na najwyższym piętrze wysokiego domu i zasnęła. Obudziła się wypoczęta, zjadła śniadanie i poszła szukać przygód. Wyruszyła do Świątyni na szczycie góry, gdzie spotkała wiele zabawnych małpek. Zaprzyjaźniła się z nimi, opowiedziała im swoją historię, a one opowiedziały jej o swoim życiu. Nie mogła zostać jednak z nimi dłużej, bo już czekała na nią nowa przygoda. Wyruszyła do miejscowości Pokhara, skąd można podziwiać, piękne białe szczyty gór, takich jak z okna samolotu. Tu też można popływać łódką po jeziorze. Singaja jednak wolała wycieczki, chciała zwiedzić miasto i poznać ludzi tu mieszkających. Poznała wiele dzieci, które witały ją słowami pozdrowienia "Namaste", pytały też skąd jest, co tu robi, jak się nazywa. Pewnego dnia postanowiła odwiedzić Pagodę (to taka świątynia Buddy, a Budda to ktoś bardzo ważdy dla ludzi tu mieszkających), która znajdowała się na szczycie góry przy jeziorze. Zapakowała więc mapę, ciepły kubraczek, butelkę wody i wyruszyła. Po drodze spotykała dobrych ludzi, którzy wskazywali jej drogę. Droga zmieniała się w coraz to mniej widoczną dróżkę w lesie. Kiedy już Singaja nie wiedziała gdzie ma iść, zjawił się pan, który podpowiedział, która ścieżka jest dobra. Podczas krótkiej rozmowy, dowiedziała się, że w tym lesie węże są tylko po ulewnych deszczach, które nazywa się tu monsunem i nawet gdy się pojawią-nie są niebezpieczne, ale można spotkać tygrysa.
- Tygys!- pomyślała - On jest taki wielki, może mnie zjeść. Strach ją obleciał, ale zebrała w sobie odwagę i śmiało ruszyła do przodu. Droga prowadziła ciągle do góry, i Singaja chwilami nie miała już sił, ale postanowiła, że się nie podda i szła dalej. Ścieżek było coraz więcej i nie było już pana, który
podpowiedziałby, która z nich jest właściwa, więc zabłądziła. Nagle dobiegł ją jakiś szum pośród drzew.
- Tygrys! - krzyknęła przerażona. Zaraz jednak pomyślała, że lepiej udawać że jej tu nie ma, może i tygrys jej nie znajdzie. Przykucnęła więc, skuliła się i była bardzo cicho. Szelest powtórzył się, i jeszcze raz. Nie było jednak słychać ryku tygrysa tylko znajomą Singai mowę. Próbowała sobie szybko przypomnieć skąd ją zna.
- Już wiem! To przecież małpki! - ucieszyła się swoim odkryciem. Wychyliła się ze swojej kryjówki i zobaczyła stado biegających po drzewach zwierzątek. Przywiatała się, a one wstazały jej drogę do jej celu - Pagody.
Spokojna i uradowana, dotarła na szczyt. Zgodnie z tradycją przed wejściem do Świątyni zdjęła buty i obeszła budowlę zgodnie ze wskazówkami zegara. Zobaczyła też z góry całe jezioro, nad którym mieszkała, wielkie góry i miasto do którego tak bardzo lubiła chodzić. Odpoczęła, nacieszyła się widokiem i postanowiła wracać. Tym razem wybrała ścieżkę przez wioski, którą dotarła do miasta. Zmęczona wycieczką i głodna, postanowiła coś zjeść. Ponieważ zjeść lubi i kuchnia nepalska bardzo jej smakuje, zjadła warzywa w sosie curry, zupę pomidorową i tradycyjną potrawę Dal Bhat (ryż z pysznymi dodatkami). Najedzona, zadowolona ruszyła w drogę do miejsca swojego zamieszkania. Szła sobie podśpiewując, aż tu nagle usłyszała mowę ze swojego kraju! Ależ się ucieszyła! Spotkała Ewę, która zwiedza różne kraje od wielu lat. Dostała cenne porady od bardziej doświadczonej podróżniczki i jeszcze bardziej zadowolona, zmęczona, po dniu pełnym wrażeń dotarła do hostelu, w którym ma swój pokoik. Z uśmiechem na pyszczku zasnęła. Pewnie śnią jej się nowe przygody. Dobranoc.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz