środa, 5 stycznia 2011

01.01.2011 NADAL PEKIN

[W:] Dzień szybki i intensywny: Plac Tiananmen, kilka kilometrów łażenia i wizyta w cudownym, niebywałym miejscu - uliczka Liulichan - targowisko, które do dziś nie zostało tknięte ręką Ronalda McDonalda i innych tego typu krnąbrnych siusiomajtków (to określenie dopuściła cenzorka-Pani K.). Tu widzimy parzone świńskie ryje, kurze łapki, korki spowodowane nadmiernym ruchem rowerów, lub czegoś a'la riksza. Dzięki naszym europejskim buźkom łatwo zyskujemy przyjaciół wśród handlarzy, którzy myślą że my są Jułesej i kilka dolars za magnes to wręcz ćwierćdarmo.
[K:] Te uliczki pełne są arystów, kaligrafów, którzy mogą napisać Twoje imię, sprzedają swoje obrazy. Do obejrzenia swoich prac namawia nas Yang Guanjun  - pochodzi ze stron, w których znajduje się armia terakotowa, maluje z natury i nie chce zarabiać na swoich obrazach, chce tylko tworzyć, więc nie proponuje nam dużych cen. Niestety, nie jesteśmy nastawieni na zakup dzieł sztuki, poza tym napewno mielibyśmy problemy z dostarczeniem do Polski obrazka bez uszkodzeń. Żegnamy się więc, ale dostajemy wizytówkę, na wszelki wypadek.
Po dwóch dniach spędzonych w Chinach skusiliśmy się na małe podsumowanie:
co nie powinno Cię dziwić, jeśli znajdziesz się w Pekinie:
- chiński język, pisownia i wymowa - kilka razy myślałam że ktoś na mnie krzyczy, a to tylko witały się sąsiadki
- ludzie plujący na ulicy, wszyscy - kobiety, meżczyźni (jak słyszysz "mhhhrrrryyyy"[charkają najnormalniej, no Mistrzowie! [W.]] uciekaj - nie wiesz gdzie naplują)
- pan w garniturze smarkający bezpośrednio na ulicę
- ludzie głośno mlaskający przy jedzeniu
- ludzie bekający (tak po prostu podczas rozmowy - głośne "BBBBEEEE")
- maseczki na twarzach - bywają takie zwykłe bawełniane białe, kolorowe, z motywami,  trendy,ale spotkaliśmy też "firmowe" - adidas
- jedzenie na każdym kroku (można mieć wrażenie, że Chińczycy jedzą ciągle - jedzenie często w formie szaszłyków- na patyczki nabijane są różności, od owoców, po najdziwniejsze mięsa); doszliśmy do wniosku, że w Pekinie (przynajmniej w miejscach po których się poruszamy) jest więcej restauracji, knajp, barów, budek z jedzeniem niż wszystkich innych sklepów
- najróżniejsze jedzenie (ugotowane głowy gęsi, świńskie ryje, rapatki kurczaków {dostępne w sklepach jako przekąska}, ...)
- wszędzie jeżdżące rowery - w nocy oczywiście bez oświetlenia [a jak Cię taki potrąci to na dokładkę Cię opier..... że śmiałeś wleźć pod koła - W.]
- chaos na ulicy (po co stać na czerwonym, jak ewentualnie można się poruszać - dotyczy autobusów, samochodów, pieszych) [fakt - wymaga to sprawności-W.][K: zdarzyło się nam stać na środku ulicy dłuuuuuuuuuższa chwilę przy pełnym ruchu w obu kierunkach - nie  było mowy o tym żeby ktoś się zatrzymał]
- toalety na każdym kroku - czasem o najbliższej świadczy zapach [K: zdarzają się trzy na jednaj ulicy - sa oczywiście bezpłatne](tego brakuje w Ojczyźnie naszej i czasem ludzie leją gdzie popadnie - W.)
- wciąż rozbrzmiewające klaksony (tak po prostu, żeby sobie potrąbić)
- jedzenie zupy pałeczkami
- szewc, naprawiacz rowerów na ulicy - warsztat to mała budka, która w nocy zostaje zamknięta
- rowerzysta wiozący np. dwie butle gazowe [są nieziemscy! ja miewałem problemy z równowagą przez torbę na ramieniu, a Chińczycy wożą bicyklami wszystko. Od tej pory będę inaczej patrzył na rower i jego potencjał transportowy-W.]
- najróżniejsze pojazdy roweropodobne
- wielkie zimowe rękawice przyczepione do kierownicy np. skuterów
- kawa w puszce podgrzewana na podgrzewaczu do parówek [hahaha - klient sobie życzy kawę HOT? Plose bazo...W]
- wyrzucanie śmieci na chodnik
- wylewanie odpadków na ulicę
- przepychanie się (zwłaszcza w metrze)
- truskawki sprzedawane na ulicach w styczniu
- wszystko sprzedawane na ulicach
- mało dyskretna obserwacja Ciebie, przez czas dłuższy nawet z odległości metra (Pan się po prostu gapi!)
... a poza tym to wszystko jak u nas.
 




 
 
[K:] Tak wogóle to denerwuje mnie to, że w Chinach drugim po chińskim używany jest angielski; angielski = biały = amerykanin; dlatego ludzie nie chcą się uczyć innych języków, w hostelach wszyscy znają angielski (chyba poza mną), a na ulicy mówią do Ciebie hello! i oczekują, że zapłacisz im więcej bo przecież masz dolary! Na przekór tego postanowiliśmy mówić dziękuję zamiast "thank you" i w ogóle być nieamerykańscy!
 
"z wydarzań magicznych [K:] ": zatańczyć w pekińskim metrze z ukochanym- BEZCENNE!
[K:] Dziś w jednym z hutongów, znaleźliśmy się przy sklepiku z antykami. Ponieważ od jakiegoś, niedługiego czasu zajmuję się zbieraniem starych zdjęć, zainteresowało mnie jedno wystawione przed sklepikiem - oczywiście nie było przy nim ceny. Zauważywszy moje zainteresowanie pani sprzedająca, podbiegła i zaprosiła nas do środka - zaczęła zachwalać jakie to ono jest super i że ma 200 lat i wogóle taki mamy dobry gust, bo pewnie jesteśmy Francuzami [to porównanie zapewne z powodu mojej francuskiej talii -W.]. Na pytanie ile kosztuje odpowiedziała, że 800 Y. Dla nas ta cena była zdecydowanie za wysoka i nawet nie mieliśmy jak się z nią targować (wiem, że to bardzo nieładnie z naszej strony, tak wykazać zainteresowanie, a potem zrezygnować) i musieliśmy jej podziękować - bardzo próbowała, zachęcić do zakupu czegokolwiek - choćby herbaty - oczywiście w bardzo dobrej cenie! [ooo przepraszam, ja się targowałem, powiedziałem, że możemy dać stówę. No i poznaliśmy tę prawdę, że choć wcześniej myśleliśmy, iż kupienie czegokolwiek w Chinach będzie hiperrrr-wyczynem, to ostatecznie okazało się, że kupujemy codziennie różne rzeczy bez problewów, zaś prawdziwą sztuką jest nie kupić, gdy się wcześniej wykaże zainteresowanie.)
[K:] Z sytuacji zabawnych: w chińskim mlecznym barze Wojtek próbuje jeść zupę pałeczkami - ten widok wzbudził w chińskiej pani taką radość, że zaczyna się głośno śmiać! Po jakieś chwili podchodzi inna z kubkiem (z dziubkiem) takim jakie maja do picia małe dzieci, wypełnionego ciemnym płynem. Najpierw Wojtek mówi, że nie - dziękuję, potem chce się napić, potem wącha. Konsternacja. Na szczęście młoda dziewczyna po angielsku wyjaśnia, że trzeba dodać do zupy - wtedy jest naprawde smaczniejsza (było to coś na wzór naszej maggie, a w smaku przypominało zupę miso).

1 komentarz: