niedziela, 3 kwietnia 2011

24.03.2011 ANGKOR WAT PO RAZ TRZECI

[W:] W nocy było dość głośno, bo oprócz całodobowej imprezy, dziś jakaś para została okradziona i rozpaczała o 3 nad ranem i krzyczała na siebie wzajemnie. Ja nie mogłem spać i zszedłem zobaczyć co jest grane - chłopak z recepcji poprosił mnie o pomoc, bo parka nie chciała z nikim gadać, nawet z policjantem, który został wezwany. Oboje okradzeni byli chyba sporo nawaleni, wkurzeni i zrozpaczeni, więc i ze mną gadać nie chcieli, jedyne co mogłem pomóc, to powiedziałem chłopakowi z G.H. że według mnie są z Finlandii, ale nie jestem pewien (prosił, bym przysłuchał się ich językowi i może zgadnę skąd pochodzą). Ponieważ nasze bilety na obiekty w Siem Reap zostały wykupione na trzy dni, to dziś ponownie wypożyczamy bicykle i ruszamy na trasę wokół Angkor Wat. Po drodze próbujemy kolejnego owoca "Milk Fruit", dobre, ciekawe i trochę jakby dwa owoce w jednym, bo jest główny jasny miąższ i jest galaretowany miąższ wokół pestki - fajne.
([K:] Miłe było to, że zapłaciliśmy za jednego, a drugiego dostaliśmy za darmo!)


Znów oglądamy świątynki, ruiny i odganiamy się od dzieci sprzedających bransoletki i inne pierdoły. Szału niby nie ma, ale wszystkie te miejsca są tak zajebiście nierealne, że na pewno warto tu wpaść. W moim przednim kole wysypało się chyba łożysko i kółko zaczęło stawiać lekki opór, ale jechało się pięknie. Trasa wokół Angkor ma ok 26 km, więc znów zrobiliśmy spokojnie ponad 40. Po jedzeniu ruszyliśmy ponownie okiełznać market i spróbować czegoś z ulicy. Znaleźliśmy też jajka, których chcieliśmy spróbować już w Pekinie (tzw.tysiącletnie), ale problemy komunikacyjne ze sprzedawczynią odwiodły nas od pomysłu, bo ostatecznie nie byliśmy pewni jak też mamy je spożyć. Jaja takie składa się w ziemi na jakiś czas -fermentują tam i zachodzi wewnątrz kilka procesów chemicznych, po których zawartość jajka ma galaretowatą konstystencję i zielony kolor. Podobno też okrutnie śmierdzą, ale wiele osób twierdzi, że to rarytas i koniecznie trzeba spróbować. Są też drugie interesujące jajka - przysmak m.in. w Kambodży i Tajlandii - jaja zapłodnione, więc z maleńkim, niewykształconym jeszcze w pełni pisklęciem. Podobno też pyszne (choćby według relacji Joela, który jadł liczne dziwadła tego świata). Spacerek, piwko, zwiedzanie targowiska i wizyta po raz pierwszy w knajpie na tarasie naszego Guest Housu, gdzie jest bardzo głośno, jest bilard, piwo, prawie sami biali, głównie Brytyjczycy i nie do końca nam się tu podoba, zwłaszcza że pomimo braku parkietu, muza naj... jak na festiwalu techno i trzeba do siebie prawie krzyczeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz