czwartek, 7 kwietnia 2011

31.03.2011 JAK ZOSTAĆ MILIONEREM?

[W:] Nie lubię tych nocy, po których mamy ruszać dalej, bo mam tak zwany "reisefieber", źle śpię, po trzysta razy upewniam się, czy spakowałem to i tamto i 628 razy sprawdzam, czy poprawnie nastawiłem budzik. Szybkie pakowanie, pożegnanie z Sabriną i Nickiem i polecieliśmy do znanej knajpy kupić bilety i po raz ostatni zjeść przepyszne Pumpkin Burgers i napić się wyjątkowej laoskiej kawy. Tu kawa jest lekko kwaskowata, bardzo intensywna i aż gęsta - barwi szklankę i zęby na brązowo, ciężko też siada na żołądku, ale jest pyszna, cudna i wspaniała jak kambodżańska, choć inna. Nick i Sabrina ruszają na północny zachód by zwiedzić jakąś wielką, długą na 7 kilometrów jaskinię. Chcieliśmy jechać z nimi, ale w ogóle nie pokrywa się to z naszą trasą. My ruszamy w towarzystwie Lisy i Sophie do małęj miejscowości Tad-lo, gdzie podobno można popływać pod dziesięciometrowym wodospadem. Łódź zabiera nas prosto spod knajpy, więc nie musimy człapać z plecakami. Ostatni rejsik, piękne widoki i czekamy na autobus, a tu niespodzianka - Sabrina i Nick! Jedziemy tym samym busem aż do Pakse, gdzie ponownie się żegnamy. Z Trevorem pożegnaliśmy się wczoraj, bo miał ruszać z samego rana - wraca do Tajlandii. Na stacji w Pakse Lisa dowiaduje się, że bankomat jest daleko i trzeba wziąć tuktuka. Bierzemy więc za 10 tysięcy na głowę, a bankomat okazuje się być jakieś 200 metrów dalej - okantowali nas równo, ale przystaliśmy na te cenę, więc płacimy. Ja zjadam michę zupy z makaronem i dokupujemy jeszcze arbuza z wielkiej sterty owoców. Przesiadka w autobus do Tad-lo i ruszamy w kierunku Bolaven Plateau.




[K:] Jak zostać milionerem? To nie trudne w Laosie - wystarczy zamienić 125 $ na kipy - prawdziwy milion ląduje w waszym portfelu. I dziś ten dzień nastał i dla nas! Niestety nie czyni nas to bagatymi ludźmi...
Wysiadamy z autobusu i okazuje się, że do wioski musimy dojść ok 2 km. Nie bierzemy tuk-tuka tylko postanawiamy zrobić sobie spacer. W towarzystwie zachodzącego słońca, które jest naprawdę czerwone, szukamy noclegu. Wśród kilku wybieramy najtańszy, który przekonuje nas do siebie gorącą wodą pod prysznicem, choć w tym wypadku "gorący" i "prysznic" to za dużo powiedziane. Domek mamy skromny - łóżko z moskitierą - ale tu naprawdę niczego wiecej nie potrzeba.





Na laoskiej wsi niech nie zdziwią Cię:
- komunistyczne komunikaty z wiadomościami wygłoszane z megafonu przymocowanego, gdzieś na drzewie
- czerwone flagi z żółtym sierpem i młotem
- prosiaki, prosięta i wieprze biegające sobie tak po prostu
- rytuał wieczornej kąpieli i prania - przed zachodem słońca nad rzeką można spotkać mieszkańców
- ludzie chroniący się przed słońcem w każdy możliwy sposób - na motorach dziewczyny jeżdżą z parasolkami, ubrane po samą szyję, oczywiście z długim rękawem i nogawkami do kostek
- gekon, który w nocy obudzi Cie swoim "ge-ko, ge-ko!!!"
- kogut który o trzeciej nad ranem wyda z siebie dźwięki nie przypominace "kukuryku" jakie znamy.
Dobra wiadomość dla mego szwagra - tu też mają VARI!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz