niedziela, 3 kwietnia 2011

26.03.2011 KRATIE DZIEŃ PIERWSZY

[K:] Wstajemy wczesnym rankiem, bo autobus ma po nas przyjechać o 5.00. Czekamy i nie możemy się doczekać. Nie możemy też podjęć decyzji, czy zamówić śniadanie, a żołądki piszczą. Decydujemy się, a kiedy czekamy podjeżdża spóźniony o 30 min autobus. Kierowca jest jednak wyrozumiały, a obsługa hotelu zaskakuje przynosząc nam gotowe kanapki zapakowane w pojemniczki!
Ruszamy do Kratie. W sumie nie wiemy po co tam jedziemy, bo nie ma tam wielkich atrakcji. Nie chcemy po prostu rozstawać się jeszcze z Kambodżą i chcemy poznac jej prowincjonalne oblicze. Do tej pory poznaliśmy tylko atrakcje turystyczne.


Jedziemy i dojeżdżamy, trzy razy zmieniając pojazd. Tu mają taki system. Jeden autobus wiezie ludzi do miejscowości A, gdzie czekają już dwa następne jadące do punktu B i C. Wszystko sprawnie się odbywa. Dziwi nas tylko fakt, że w Kratie wysiadamy tylko my. Szybko znajdujemy guest house (w całym miasteczku są może trzy). Robimy mały rekonesans. Kupujemy na próbę różne owoce (m.in. lychee) i pysznego arbuza, za 1/4 dolara. Robimy sobie spacer nad Mekongiem i planujemy dzień następny. Jeszcze tylko rzucamy okiem na wesele, które dziś w nocy nie da nam zasnąć i właśnie zasnąć próbujemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz