poniedziałek, 11 kwietnia 2011

06.04.2011 MOTOCROSS

[W:] By było oszczędnie, na śniadanie kupujemy po bagietce, jajku i małą puszkę szprotek w pomidorach. Idziemy wypożyczyć motocykle, a tam przy komputerze siedzi znajomy Sophie - Pierre. Ma 28 lat, pochodzi z Francji, obecnie mieszka w Berlinie i jest półwietnamczykiem. Poznali się w Mongolii, potem spotkali jeszcze w Chinach i Kambodży. Krótka gadka-szmatka i jedziemy w czwórkę na dwóch motorkach marki Lifan - chcemy zobaczyć to przepiękne jeziorko. Nasze ścigacze nie palą dużo, ale i tak trzeba się trochę wykosztować, bo tu litr paliwa kosztuje 10500 kipów, więc około czterech polskich złotych. Oprócz oficjalnych stacji benzynowych, są tu sklepiki, a w nich paliwko w butelce po pepsi, mirindzie, johny walkerze etc. Uroczo to wygląda i jest bardzo praktyczne. Po krótkim błądzeniu i dyskusjach na migi z miejscowymi, docieramy do szutrowej ścieżki, która ma nas doprowadzić do celu. Po kilku kilometrach zaczynają się spore wyboje, wertepy, kamienie, korzenie i co najgorsze piasek, w którym grzęzną koła i tracimy równowagę. Są też momenty, kiedy uprawiamy prawdziwy motocross i bardzo łatwo tu o wypadek. Nie poddajemy się, a motorki, o dziwo, radzą sobie z tą trasą całkiem nieźle.





Jeziorko okalają postrzępione góry, których chyba nie dałoby się przekroczyć bez hardkorowej wspinaczki. Woda ma nierealny kolor szafiru, turkusu, głęboki błękit z bliska okazuje się krystalicznie czystą wodą, którą zamieszkują połyskujące srebrem ryby. Małe jeziorko można obejść dokoła dzięki drewnianym kładkom i drzewom na brzegu, które moczą swe gałęzie w wodzie. Miejsce rzeczywiście niezwykłe i piękne. Ludzie stąd wierzą, że woda tutaj jest święta, więc chcąc choć trochę oczyścić swe poszargane sumienia bierzemy z Pierre'm krótką kąpiel. Pamiątkowe zdjęcie i ruszamy z powrotem, a w wiosce ktoś zatrzymuje naszych francuskich przyjaciół i każe płacić za wizytę pięć tysięcy kipów; my słysząc to, rzucamy krótkie "no!", wrzucamy pierwszy bieg i ryyyyy jak rakieta spierrrdzielamy na motorku. Nikt nas nie goni, więc równowartość jednego dużego BeerLao mamy w kieszeni.









Po kolejny trudnym odcinku zgubiliśmy w tyle Sophie i Pierre'a, czekamy więc i czekamy - okazało się, że skończyło się im paliwo, ale we wsi ktoś odsprzedał im litr. Chwilę później na zakręcię Lifan prowadzony przez Sophie traci przyczepność i oboje zaliczają szlifa na piaszczysto kamienistej drodze - na szczęście skończyło się na kilku otarciach (kolano Pierre'a krwawi) i wygiętej dźwigni zmiany biegów. Ruszamy dalej i tym razem nasz wehikuł odmawia posłuszeństwa - brak paliwa - kurrrrrr, co jeszcze?! pytamy się wszyscy wzajemnie. Po chwili ofiary wypadku przywożą nam pół litra w butelce po oleju. Na niewiele się to zdało i po jakichś 15-20 minutach znów silnik zgasł domagając się benzyny. Czekamy z Pierrem świecąc latarkami, bo jest już ciemno, a Sophie rusza na stację z butelką. Zauważamy, że nie wzięła portfela, więc krzyczymy, gwiżdżemy i dupa, nie słyszy-pojechała, ale wróciła z paliwem, bo gotówkę miała w kieszeni. Czy coś jeszcze jest nam dziś w stanie przeszkodzić w dotarciu do bazy? Może! Sześć kilometrów przed osiągnięciem celu łapiemy w naszym motorku gumę w tylnim kole, więc na włączonym silniku pchamy maszynkę naprawdę padając już na twarz. Na szczęście właściciel nie robi z gumy żadnego problemu i nie chce za to pieniędzy - dajemy mu więc w prezencie pół butelki benzyny, w którą zaopatrzyliśmy się jeszcze po drodze by w razie awarii któregoś z motorków być przygotowanym. Małe piwko i ruszamy do noclegowni, bo wszyscy jesteśmy jak zombie, a jutro chcemy przesiąść się na rowery.
[K:] Po dzisiejszym dniu jestem pełna podziwu dla W., a jeszcze większego dla Sophie za prowadzenie motoru w takich warunkach. Naprawdę łatwo nie było. [W:] Jest wporzo i fajnie, ale bądźcie gotowi na trochę wysiłku, nerwów, adrenaliny i koniecznie załóżcie coś innego niż sandały.
[K:] Z sytuacji zadziwiających: Właściciel wypożyczonego motocykla oddając nam legitymacje studenckie pyta z jakiego kraju jesteśmy. My pytamy czy on wie gdzie nasz kraj się znajduje, a ten ku naszem zdziwieniu, zaczyna mówić o Chopinie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz