niedziela, 24 kwietnia 2011

17.04.2011 W DRODZE DO NINH BINH

[K:] Pobudka, śniadanie, odbiór butów, kartki wysłane na poczcie, ostatnia wizyta na markecie i jesteśmy gotowi do dalszej drogi. Przed nami 15 godzin jazdy do miasta Ninh Binh.



[W:] Idziemy po buty i co? Moje miały być zielone i są, ale zielone zielonością toksycznych smarków z nosa czarnobylskiego trolla, zielone zajebiście, połyskujące i nieco kłujące mnie w oko. Do tego troszeczkę za duże i niewygodne, ale myślę, że się z czasem polubimy - zobaczymy. Ważne, że K. zadowolona, a jej buciorki to też twory nieprzeciętne. Tłuczemy się najpierw ciasnym autobuskiem, a po jakimś czasie przesiadamy do sleepera - pierwszy raz w życiu jesteśmy wewnątrz autobusu z miejscami do spania. Szału nie ma, ale kimnąć się można, fajna rzecz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz