niedziela, 3 kwietnia 2011

29.03.2011 INTERNATIONAL GROUP

[W:] Międzynarodowa grupa postanawia wypożyczyć bicykle. Mają małe koła, słabe hamulce i jaskrawe kolory - ja np. mam żółty, Karola zielony z flagą Brazylii, a Trevor ma różowego wypasa. Nie byłbym sobą, gdybym nie chciał pokazać pozostałym, jaka sprawna i zwinna jest polska młodzież, więc zbierając się do wykonania triku, poleciałem na mordę jak ostatni głupek i jakimś cudem niczego sobie nie połamałem - skończyło się na kilku otarciach. By wjechać na wyspę Don Khone trzeba zapłacić po 20000 kipów, czyli 2,5 $, a koleżka bileter jest nie do przegadania i targowanie się nie przynosi żadnych skutków. Obejrzeliśmy piękny wodospad, ale nie dało się pod nim pływać. Parę kilometrów dalej jest miejsce, z którego można obserwować delfiny, ale żadnego nie widzieliśmy, bo najlepiej wypłynąć łodzią, która oczywiście kosztuje i to nie mało. Odwiedziliśmy też przyjemną plażę, na której zjedliśmy obiad. Co ciekawe - wokół nas biegało pełno kurczaczków, a Trevor zamówił właśnie kurczaka, ja nie zamawiałem, ale też dostałem - jestem absolutnie pewien, że jedliśmy jednego z tych wokół nas, zwłaszcza, że na posiłek trzeba było długo czekać.


Trevor to w ogóle niezły świr - typowa uroda brytyjska - jasna piegowata cera, lekko rudawe włosy, jasne oczy. Jest bardzo szczupły, a rekordowa waga jaką osiągnął w życiu to 71 kilogramów, choć je same świństwa i sporo pije. Obecnie mieszka w Tajlandii, gdzie jest nauczycielem angielskiego od dwóch lat. Kocha piwo, futbol i swoją drużynę. Tą ostatnią kocha do tego stopnia, że na plecach ma wytatuowany wielki napis "Manchester United", twierdzi jednak, że nie jest kibolem/huliganem tylko fanem futbolu. Trevor ma 26 lat, a wczoraj tak zabalował w knajpie, że wracając pomylił drzewo z człowiekiem, a Lisa miała z niego straszny ubaw. Lisa pochodzi z Manchesteru, ale urodziła się w Zambii. Zawodowo zajmuje się czymś z dziedziny chemii i medycyny. Wiele podróży ma już za sobą, obecnie jest w trasie dziewiąty miesiąc. Znają się z Trevorem i lubią razem zabalować. Kiedy rozmawiają ze sobą w języku "british" to ni w ząb nic nie rozumiemy. Sophie ma lat 27 i uwielbiam Jej słuchać - niepoprawny angielski z francuskim akcentem i melodią, to naprawdę przyjemna sprawa. Sophie uważa, że najważniejszą sprawą w życiu jest iść własną drogą i nie ulegać nikomu - własne decyzje i wybory to dla niej synonim szczęścia. Nigdy nie jadła ślimaka, ani żabich udek, lubi za to creme brulee i chętnie piecze tarty, lubi też sałatę i wino porto. Nikolas jest w tym wieku, w którym Chrystus dostał buziaczka od Judasza. Przez kilka lat był kurierem rowerowym, a potem barmanem - mówi, że nie chciałby pracować w biurze. Lubi zjeść sznycla, albo inny kawał mięsa i ziemniaki puree. Zakochał się w indyjskm żarciu. Sabrina ma lat 31 i zajmuje się chemią, nie lubi grup Tic Tac Toe i Rammstein. Twierdzi, że najważniejszą sprawą w życiu jest poczucie szczęścia. Są z Nikiem parą od dwóch lat i mieszkają w Hamburgu. Po powrocie na naszą wyspę Don Det umówiliśmy się na później w knajpie, by spróbować dyniowych burgerów i ryżowego whisky "lao lao". Zdziwieni byliśmy z K., gdy zapytany w sklepie pan, wyciągnął półtoralitrową butelkę po mineralnej, ulał z pięćdziesiąt mililitrów, wziął łyczek i podał nam. Dobre, mocne, cała butla za 20000 kipów, więc i tanie.


Pumpkin Burgers okazały się rewelacyjne - mała bagietka, kilka plasterków cebuli, ogórka, pomidora i aromatyczny kotlet zrobiony z dyni - koniecznie spróbujcie. Fajne było też to, że zaprosiliśmy właściciela knajpy na kielicha tutejszego whisky i zapytaliśmy czy dobre, temu aż zabrakło tchu i stwierdził, że "veeery strong, veeery good!", więc mamy pewność, że kupiliśmy nie byle co. Dynioburgery i ryżowy bimber w grupie polskoangielskoniemieckofrancuskolaoskiej to naprawdę chwile, które pewnie migną mi przed oczami zanim wyzionę ducha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz