niedziela, 3 kwietnia 2011

27.03.2011 WYSPA NA MEKONGU

[W:] Śniadanie przy sąsiednim hoteliku, typowe żarcie dla turystów- jajecznica lub omlet, bagietka, kawa lub herbata i idziemy na przystań, by przepłynąć łodzią na drugi brzeg rzeki na wyspę. K. od rana nie czuje się najlepiej i śniadanie też się Jej nie przyjęło, więc jak tylko opuściciliśmy łódź po czterominutowym rejsie, biedna zostawiła treść żołądka na kambodżańskiej plaży. Za dolara wynajmujemy rowery u sympatycznego dziadka, który ma książeczkę z rysunkami i napisanymi różnymi pytaniami i zwrotami po angielsku i kmersku, więc komunikacja idzie jako tako sprawnie. Ruszamy na objazdówkę wokół wyspy obserwując tutejsze życie. Większość ludzi zajmuje się tu rybołóstwem lub rolnictwem.


Przed większością domów są drzewka z mnóstwem mango - tak jak u nas na wsi jabłonki. Spóbowaliśmy ze trzech owoców, ale były jeszcze niedojrzałe. Tu wielkie jackfruity, tu setki mango, tu znów banany na wysokości naszych oczu, a tam z kolei papaje - pięknie to wygląda i pyszczki się nam cieszą.


Ludzie witają się z nami, pozdrawiają, czasem zagadają tak po prostu, a dzieciaki mają świetną atrakcję. Najlepsze było, gdy w pewnym momencie coś za długo Pacpackarol była za moimi plecami. Zawróciłem więc, patrzę, a ta wśród gromady dzieciaków i ich chyba mamy nawija przez cudzą komórę - po angielsku. Fader Mader Sister Brader! O co come on?!?


Okazało się, że wykonana dzieciakom sesja fotograficzna ma trafić na mail męża sympatycznej pani w piżamce, bo nie wiem czy już o tym pisaliśmy, ale tutaj wiele pań chadza sobie w wesołych, kolorowych, dwuczęściowych piżamkach. Zjechaliśy całą wysepkę i było to miłe popołudnie. Wracamy tą samą łodzią i na brzegu zapada decyzja o zakupie "baby-egg".



Dostaję ciepłe jajko i miseczkę z pieprzem skropionym lemonką i garść jakichś ostrych w smaku listków. Zaznaczam, że widok nie jest szczególnie apetyczny, a wręcz początkowo obleśny, ale w smaku rewelacja - coś pomiędzy jajkiem a wątróbką, również w konstystencji. Trudno wziąć kęs mając małe piórka na łyżeczce i świadomość jedzenia ugotowanego płodu, ale zdecydowanie polecam, pyszne, a koszt to 1200 rieli. Najszybciej dostaniecie jajeczka w budach nad brzegiem rzeki. Mały spacerek, obiad w stylu "made for tourists" i w pokoju powoli żegnamy się z Kratie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz