piątek, 4 marca 2011

28.02.2011 HARIDWAR

[W:] Śniadanko z ulicy, na której szybko udaje nam się złapać autobus. B. musi czasem zamykać oczy, by nie widzieć wyczynów naszego kierowcy. Po drodze widzimy mnóstwo ludzi niosących kolorowe nie wiadomo co, to w związku ze świętem związanym z Sziwą i Gangesem. Pełno ich też w mieście i nad brzegiem rzeki. Weszliśmy na górkę do jakiejś świątyni, do której można się dostać kolejką linową, ale kosztowało to to 48 rupii od łebka. Światynka brzydka i do bani, ale za to dziewczęta miały sesję fotograficzną z wyżelowanymi chłoptasiami z jakiejś chyba drużyny sportowej. Nad Gangesem obserwowaliśmy festiwal kolorów i plastikowego chłamu, którym wierni przyzdabiają to dziwne nosidełko z wodą z Gangesu. Kąpią się, a nawet robią kąpiel swoim rowerom, pewnie by je poświęcić.











Kupujemy lokalne bilety i ruszamy ok. 22 z poznanym na peronie kolegą o imieniu Nitin. Jest bardzo sympatyczny, ale jakoś nie możemy się do niego przekonać bo twierdzi, że będziemy bardzo dobrymi przyjaciółmi, zaprosi nas na ślub i oczywiście odwiedzi Polskę. Jakoś szybko mu to idzie, ale jest w porządku i dowiaduję się od niego wielu rzeczy. ([K:] Na początku częstuje nas "mniamką" z sezamem, smakuje mi więc dostaję całą paczkę. Opowiada nam o konflikcie Indii z Pakistanem i Chinami, ponieważ nie jest żonaty pytamy o "ustawiane małżeństwa". On nie ma wybranej żony, a ma 25 lat. Mówi, że w Indiach zdarza się planowanie ślubu jeszcze u dzieci, ale nie w jego przypadku. Pochodzi z bogatej rodziny - chodził do szkoły prywatnej, dobrze mówi po angielsku. Pytamy też o indyjskie szkolnictwo i okazuje się, że edukacja w Indiach jest obowiązkowa, ale rządowa na niskim poziomie.On pochodzi z kasty "Pundżab" (nie wiem czy to poprawna nazwa - jakoś tak) i codziennie pije trzy razy lassi. Pyta czy nam się w Indiach podoba, więc mówimy prawdę - nie do końca jest pocieszony naszą odpowiedzią, ale rozumie. Zaspokajam też swoją ciekawość pytając o powiedzenie, przekleństwo o którym czytałam: bardzo obraźliwie jest powiedzieć do kogoś - "Ty synu łysej kobiety". Jeśli dobrze pamiętam wynika to z faktu golenia głów wdowom. Jeśli ta będąc łysą miała dziecko, było ono z "nieprawego łoża". Nitin nie bardzo wie o co mi chodzi, powiedzenie nie jest mu raczej znane, kojarzy bardziej stwierdzenie "Synu dwóch ojców" - ale to raczej obraża matkę, która będąc w związku małżeńskim ma dziecko z innym mężczyzną). Nitin od początku leci na Beatę, ale ta za cholerę nie chce się dać poderwać, choć ja twierdzę, że jest na wakacjach i powinna Indusa przelecieć, zwłaszcza, że ten nie pali, nie pije, nie je mięsa i żyje bardzo zdrowo, a by mieć power pije dużo mleka. Myślałem, że to mleko mu nie słuszy bo co chwilę w pociągu dochodził mnie intensywny zapach siarkowodorowych pierdów, ale gdy wysiadł, trwało to nadal, więc pierdzielem okazał się koleś, którego tyłek był nad moją głową. W miejscowości Ambala mamy przesiadkę i znów kupujemy zwykłe bilety na drugą klasę i tu nagle miejsce ma wydarzenie niecodzienne. Jakiś mundurowy proponuje nam przeniesienie się do prawie pustego sleepera i, o dziwo, nic za to nie chce, więc ostatni odcinek przejeżdżamy w luksusie.
[B:] Przyznaję, że oczy zamykałam. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam do tutejszej jazdy. Jeśli chodzi o naszego "pociągowego przyjaciela" Nitina to niestety, kolega nie w moim typie. K. twierdzi, że to dobry materiał na męża. Ja jednak podziękuje. Za grzeczny, cnotka. Co do propozycji W., że powinnam przelecieć Indusa - obiecałam, iż będę grzeczna w czasie podróży. Muszę dotrzymać słowa. Choć muszę przyznać, że niektórzy Indusi oraz Tybetańczycy (którzy pojawili się na moim horyzoncie od 2 dni) są przystojni i nie pogardziłabym takim towarem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz