piątek, 25 marca 2011

19.03.2011 GANESH DO KOŃCA ŻYCIA

[W:] Wzięliśmy rowery z sąsiedniego hoteliku i dane nam było dowiedzieć się, co znaczy pedałować przy chyba 40 stopniach, ja dodatkowo poznałem smak kaca w tych warunkach, więc ciężko zniosłem krótką przejażdżkę. Posiedzieliśmy sobie na plaży i opaliliśmy trochę ciałka. Woda autentycznie jest tu ciepła jak w wannie, a kolor ma jak marzenie - lazur, turkus, pozwala mi to wszystko czuć się jak w reklamie kokosowego batona, albo szamponu z algami morskimi i żożobą i apsiryną i wyciągiem z otchłani oceanu i innych wypasionych dodatków. Jedzenie tutaj to poezja smaków, do tego estetycznie podane i obok mały oszroniony kufelek, to coś, co każdy powininien zaliczyć, by potem móc świadomie narzekać na zły los i szare życie. Od wczoraj gadaliśmy o ewentualnym przywiezieniu sobie stąd tatuażu i dziś poszliśmy zrobić ten krok. Żeby było bardziej egzotycznie to będzie to Hinduski Bóg Ganesh, którego tak polubiliśmy, więc za 25 dolców mam pamiątkę z Kambodży i jednocześnie z Indii, która będzie mi już towarzyszyć do końca moich dni. Jakość kłucia ocenimy po zagojeniu. Aaaaa - zanim weszliśmy do studia tattoo, K. namówiła mnie na fryzjera, więc pierdyknęli mi fryz za 1.5 dolara. Obok mnie siedział chłopak, któego farbowano i traktowano prostownicą, pomyśleliśmy więc, że jedzie na tą samą imprezę, na którą miał dziś pojechać Remek - jakieś chyba transowe klimaty. Gdy już kłuto moje ciało, w studio pojawił się chłopak z Norwegii, który był już bardzo upojony i postanowił coś sobie na szybko wydziarać - na szczęście nie doszło do tego, ale za to dowiedzieliśmy, jak młodzi Norwedzy postrzegają polskich przyjezdnych pracowników - w skrócie - od poniedziałku do piątku pracują, a weekend piją, a jak już popiją to po mordach biją i kolega twierdzi, że polacy to dobrzy fighterzy. Mówi, że jak dostał kiedyś po pysku od jakiegoś naszego rodaka, to nie widział na oko przez ponad dwa tygodnie. Taka to historia. Nie lubi też szczególnie Rosjan, bo ich wszędzie pełno i się źle zachowują - no i pełno ich tu w Kambodży, w knajpach nawet zdarzały się karty dań pisane Cyrylicą - panów z rosyjskim akcentem w towarzystwie kambodżańskich pań od umilania czasu nie brakuje.


[K:] Nie do końca rozumiem fenomen tatuażu. Pewnie dlatego nie mam i nie chcę go mieć, a to pewnie dlatego, że nie znalazłam jeszcze obrazka, motywu, który chciałabym mieć do końca życia na ciele. To właściwie bardziej zobowiązujące niż małżeństwo! A już nie jestem w stanie zrozumieć ludzi takich jak Norweg, którego poznajemy. Wpadł i na chybił trafił wybrał sobie obrazek - twarz kobiety, z typu tatuaży więziennych, czy rozbieranych kalendarzy. Chciał sobie wytatuowac pół brzucha. Bardzo chciał. Potem zmienił zdanie i wybrał sobie półnagą kobietę, rozmieszczając ją na połowie pleców. Na szczęście do tatuowania nie doszło, tym razem - miał już kilka tatuaży - większość powstała w okolicznościach powyższych. A ostatnio zobaczyłam "hit" w tej kategorii - młoda dziewczyna na 2/3 brzucha miała tatuaż gitary - żeby choć ładna gitara była...
"z wydarzeń magicznych [K:] ": zakończyć i przywitać nowy dzień na plaży, zapadając się w wygodnym fotelu, i jeść najlepszą rybę, jaką kiedykolwiek jadłam - BEZCENNE
Małe podsumowanie:
Jeśli przyjedziesz do Kambodży niech nie zdziwi Cię:
- kiełbaska przyrządzona na słodko
- orzeszki ziemne podawane z cukrem
- smaki i ich połączenia jakich nawet sobie nie wyobrażałeś
- zupa (tajska, ale też i khmerska), podawana z oddzielną miską ryżu
- uśmiechający się ciągle ludzie
- panie w piżamkach
- jajka z pliskaczkiem w środku
- ludzie z bliznami po kulach
- ofary wybuchów min
- owoce i warzywa, których nie znałeś
- lód sprzedawany na ulicy, "na kilogramy" i podawany z herbatą, w formie shaków, z piwem i wszystkim co się da (nie wiemy tylko gdzie jest produkowany?)
- piękne, bardzo zadbane kobiety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz