czwartek, 10 marca 2011

06.03.2011 SIKHOWIE

[K:] Budzik dzwoni o 3.00. Nie powiem żebyśmy się wyspali, ale wstajemy. Z plecakami które wydają się jeszcze cięższe wdrapujemy się pod górę, najpierw po stromym zboczu, na którym ulokowany jest nasz holet, później uliczkami miasta. Szukamy autobusu, który o 4.00 odjeżdża do stacji w Dharmsala. Jakiś stoi, ale życia w nim nie widać. Nagle życie się pojawia i znakami świetlnymi kierowca nas informuje, że się obudził. Otwiera nam drzwi i razem z bileterem zaczynają przygotowania do drogi i poranną toaletę. Ubierają coś na siebie (strój niekompletny, bo kierowca zostaje w kalesonach) i zaspany prowadzi autobus stromymi serpentynami zwożąc nas w dół. Na stacji znajdujemy maszynę która powiezie nas przez następne kilka godzin i zajmujemy miejsca na końcu (najlepsze do ulokowania plecaków). Wybór okazał się "atrakcyjny", bo droga "indyjska" i podskakujemy co chwilę kilka centymetrów do góry. Próbuję odespać noc i kładę się W. na kolanie powodujac u niego obicie uda, a u siebie wstrząs mózgu. Jedziemy do Amritsar...
Amritsar to święte miasto Sikhów. Tam znajduje się złota świątynia, gdzie przechowywana jest święta księga.


[W:] Fakt, pobudka była dołująca i droga do autobusu, choć krótka, to spociliśmy się jak świnki i nasapaliśmy i nacmokaliśmy jak pewien polski polityk przy swoich licznych przemówieniach, jednak jego imienia nie wymawiamy. Ale pamiętajcie, że energia krąży i zawsze się zrównoważy - widok pana kierowcy i biletera o poranku wynagrodził wszystko, a już jadący w kalesonach i mokasynach, charchający i zaspany kierowca (na górskiej, hardkorowej trasie!) to MISZCZ. Po raz kolejny też stwierdziłem, że tej niby krótkiej (ok 5 km) trasy, nigdy nie pokonalibyśmy pieszo, więc dojeżdżając tu odpuśćcie sobie tę wędrówkę i bierzcie cokolwiek co jest tanie i jest w stanie jechać, a już z plecakami wejście odradzamy absolutnie, chyba że jesteście spokrewnieni z Pudzianem (pozdrawiam Pana Mariusza i, mimo wszystko, trzymam kciuki - i Specjalna Porada Wujka W. dla Mariusza - nie wchodź chłopaku w ten polski szołbiz, zarobiłeś dość, utrzymałeś twarz póki co, nie spierdol tego chłopaku- K. go nie znosi, a ja bardzo lubię) [odwołuję to, bo K. mnie ochrzaniła, że piszę głupoty, bo Ona Mariusza też bardzo lubi, za to nienawidzi Gołoty-i słusznie]. Na stacji w Darmshala postanowiłem poświęcić jedną rupię i w końcu skorzystać z intrygującej mnie od dawna maszyny, która waży i mówi o zdrowiu ważonego. Czasem zdarza się coś podobnego w naszych supermydłopowidłohipermegaalfaomegamarketach, ale to nie to samo, o nieeee... Zważyliśmy więc plecak Karoli - wyskoczył tekturowy bilecik, jak przed laty (a może nadal?) na stacjach pkp, z napisem " 21 (kilo-przyp.wujka W.) You should exercise caution in marital relationships" - wyszukany żarcik o 4.30 a.m. to sprawa warta każdych pieniędzy i każdego wysiłku. Jadymy autobusem, o którym pisała już Ciocia K. wcześniej - nie znajduję słów, miotam się w myślach, gubię w percepcji świata - a może właśnie po tej podróży nie wyrabia mi szara komóra - powiem krótko - przyjeźdźcie tu i weźcie państwowy autobus z Dharmshala do Amritsar, a zrozumiecie o czym piszemy. I chcę tu bardzo mocno podkreślić, że pisząc "zrozumiecie", nie używam tego słowa w znaczeniu pejoratywnym, co zawsze zarzuca mi K. (według Niej jestem ironicznym antywszystkomenem), to bowiem coś, co dało mi bardzo dużo życzliwej, normalnej i ludzkiej radości. O! Nawet ładnie to nazwałem...

[K:] Z informacji zamieszczonych w broszurce wydanej przez DELHI SIKH GURDWARA MANAGEMENT COMMITTEE w jezyku polskim (!):
Słowo "SIKH" oznacza ucznia, który wierzy w Jednego Boga i nauki Dziesięciu Guru, spisane w świętej księdze. Religia założona przez Guru Nanak urodzonego w 1469 roku.
Każdy Sikh przechodzi chrzest - Amrit.
Guru Ardziun, piąty (z dziesięciu) zbudował w mieście Amritsar świątynię (Gurdwara) Darbar Sahib (Złota Świątynia).
Sikhowie tworzą 1,8% populacji Indii.
Religia i filozofia sikhizmu mówi, że:
- jest Jeden Wszechmogacy Bóg, Absolutny i Wszechobecny, Wieczny Twórca Przyczyny
- Bóg jest pozbawiony nienawiści, wrogości, jest częścią własnego stworzenia, jednocześnie jest twórcą świata
- Bóg stworzył cłowieka nie po to, żeby go karać, ale żeby człowiek mógł realizować swój prawdziwy cel w kosmosie, którym jest zjednoczenie z nim
- życi nie jest grzeszne swym początku; pochodzi z czystego źródła i prawdziwy uczeń (zwolennik) pozostaje czysty.
Sikhowie nie uznają systemu kastowego, nie wierzą idolom, rytuałom i zabobonom, a bożkowie i boginie są traktowani jako nieistniejące w rzeczywistości. Sikhowie wierzą, że "Ci, którzy żyją w harmonii z Bogiem , osiągną swój cel duchowy także, jeśli żyją w bogactwie". Maksymą Sikha jest - nie bądź złym człowiekiem.
Osobowość Sikhów reprezentuje pięć symboli: Kesz (długie i nie ucinane włosy - Sikhowie noszą je pod turbanami; Ci którzy ucięli włosy lub przycieli brodę naruszają Prawa Podstawowe Sikhizmu i są traktowani jako odstępcy od wiary), Kangha (grzebień), Karha (stalowa bransoleta), Kacza (para szortów) i Kiepan (miecz).


Mamy szansę zweryfikować te informacje, bo na ostatnim odcinku do autobusu wsiadł chłopak w czarnym turbanie - no czyli Sinkh, myślimy, i rację mamy. Chłopak zaczyna rozmowę. Na początku standardowe pytania: skąd jesteśmy? czym się zajmujemy? co tu robimy? Też chciałby podróżować, ale narazie nie ma pieniędzy i jego angielski jest wg niego za słaby. Chce wyjechać do brata, który pracuje w UK i tam prowadzić biznes. Inne kraje Euroy też chce zwiedzić. Teraz pracuje w bibliotece i zajmuje się zbieraniem i weryfikowaniem danych zamieszczanych w prasie, intermecie. Pytamy go o Sikhizm i dowiadujemy się, że: turbany i nieobcinane włosy to tylko symbol sikhizmu, nie mają znaczenia ideologicznego. Bóg jest pojęciem abstrakcyjnym, nie można go przedstawiać, jego symbolem jest księga w której spisano mądrości. Stosują się do jej zasad. Sikhowie nie polegają na bogu, ulegając jego mocy sprawczej. Można powiedzieć, że biorą sprawy w swoje ręce, wierzą w ciężką pracę, naukę, edukację, medycynę. Uważają, że wszyscy niezależnie od wiary są równi (w przeciwieństwie do hinduskiego systemu kastowego, czy traktowania kobiet w muzułmaniźnie). Religię traktują jako styl życia. Pytamy o "mieczyk" symbol sikhizmu. Nasz znajomy mówi, że nie nosi, bo wtedy nie mógłby jeść mięsa, jajek (a on bardzo lubi), pić alkoholu, ani zażywać innych używek (a chyba też lubi). Musiałby też codziennie odwiedzać miejsce święte. Podobnie członkowie jego rodziny. Mówi też, że w każdym momencie może ściąć włosy (jego rodzina to zrozumie), ale szanuje tą tradycję. Może też w każdej chwili zmienić wiarę i rodzina, a nawet rząd mu w tym pomoże (sikhowie mają przy danych osobowych adnotację - sikh). Z jego wypowiedzi wynika, że to religia wolności. Kiedy pyta jak nam się w Indiach podoba W. odpowiada szczerze, że ma dosyć tego, że jesteśmy oszukiwani co dnia. Nasz nowy znajomy ma też racjonalne podejście do tego problemu, tłumacząc, że wynika to z braku edukacji. Najczęściej oszukują ludzie biedni i nie wykształceni. Po wyjściu z autobusu pomaga nam znajdując rikszę i negocjując cenę. Miłę z jego strony. Zresztą o uprzejmości sikhów mieliśmy się jeszcze dziś przekonać.


Ruszamy do świątyni, a przed nią już z daleka woła nas pan z informacji turystycznej. Dostajemy mapkę z instrukcją co gdzie i jak. Kierujemy się w stronę "noclegowni" i kierowani przez różne osoby, które na nasz widok po prostu nasz prowadzą, trafiamy w ciągu 5 minut. Tam nawet nie zdążyliśmy zapytać "co i jak", a mamy już przydzielane łóżka i szafeczkę. Warunki skromne, ale nocleg darmowy. To miejsce jest wyznaczone dla "białych" turystów. Spotykamy dwie rodaczki, które poznaliśmy w Dharmsala - dotarły tu przed nami i dziś ruszają dalej. Mówią nam w skrócie co i jak i już po chwili ruszamy na darmowy posiłek. "Jadłodajnia" zaskakuje nas swoimi rozmiarami i sprawnością działania. Na jej teren (jak i na teren świątyni) można wejść tylko na boso i w nakryciu głowy - a te mamy "oryginalne" - W. wełnianą czapkę (raper rodem z USA), B. czapka z daszkiem (Rosjanka, która chce być cool) i ja turban z chusty (nawiedzona europejka). Przed wejściem rozdawane są naczynia - talerz do thali, miseczka i łyżeczka. Tego dnia serwowany jest dal, ciapati, sos i słodka owsianka. Siadamy w wielkiej sali na matach rozłożonych w rzędach. Między jedzącymi przechodzą panowie i z wiader wlewają po kolei składowe posiłku (czasem coś chlapnie oczywiście, bo tempo jest błyskawiczne), żeby dostać ciapati trzeba wystawić złożone dłonie. O dokładkę nie trzeba prosić - przychodzi sama. Po posiłku naczynia oddaje się w "zmywalni", gdzie panuje huk metalowych naczyń. Mijamy jeszcze kuchnię, gdzie w wielkich kotłach gotowany jest posiłek. Jadalnia wydaje posiłki 24 godziny/dobę. W. wyczytał, że najada się tu do 50 tys. ludzi dziennie. Jak się też okazuje Amritsar jest miejscem częściej odwiedzanym niż Tah Mahal i bardzo popularnym wśród Indusów mieszkających za granicą. Ludzi jest tu naprawdę wielu. Po zachodzie słońca idziemy zobaczyć świątynię. Dostać się do niej można przez most, jest zbudowana na środku jeziorka. Razem z wiernymi czekamy ok godziny, a kiedy już udaje nam się wejść, właściwie tylko przechodzimy przez święte miejsce. Świątynia jest bardzo mała. Na środku odśpiewywane są fragmenty zapisane w księdze (wszystko filmuje kamera, a transmisja odbywa się na żywo). Panuje atmosfera powagi, ludzie śpiewają poszczególne fragmenty, klękają co chwila. Przed wyjściem jak wszyscy wierni, dostajemy jeszcze kawałek słodkiej kaszy manny - dobra.
[K:] Z sytuacji zabawnych: Już w Haridwar duże palce moich stóp wymagały ingerencji "medycznej". "Opatrzyłam" je owijając. Nie wiem dlaczego patrząc na nie, do głowy przyszło mi określenie "Kulfi" (kulfi to lody). Oczywiscie "przyjęło" się i mam nowa ksywę. Dziś w czasie drogi B. dostrzegła szyld "MATKA KULFI". Miło....
[W:] Pacpackarol przeszedł specjalny chrzest nad gangesem i teraz jest Kulfim. Zazwyczaj to ja nadaję Jej różne ksywy, za którymi często nie przepada, ale tym razem jest inaczej, sama to wykombinowała, więc można ją oficjalnie nazywać Kulfi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz