niedziela, 13 marca 2011

11.03.2011 BEZ KOMENTARZA

[K:] Ja naprawdę staram się być wyrozumiała. Jestem w Indiach, więc staram się szanować obcą kulturę, zwyczaje. Nie denerwuję się na pchających i depczących mnie w metrze, na sikających czy wymiotujących mi na nogi. Nie oburzam się na widok kolesia onanizującego się na środku chodnika pod kocykiem. Należę do ludzi raczej spokojnych, trudno mnie wyprowadzić z równowagi i raczej szukam w ludziach pozytywnych cech - tłumaczę sobie, że faceci nie widują białych kobiet na codzień i dlatego wpadają na mnie, szturchają, rzucają "zabawne" uwagi, z których śmieją się wszyscy zebrani, że za wszelką cenę chcą dotknąć moich piersi. Ja to wszystko umiem sobie wytłumaczyć. Nawet to, że wczoraj ktoś wylał na mnie wodę - pewnie przez przypadek, a nie specjalnie- jak twierdzi W.. Jednak jak wytłumaczyć sytuację kiedy idę ulicą, a koleś klęczący obok kiedy przechodzę przy nim uderza mnie z całej siły pięścią, ku uciesze wszystkich obserwujących go, wywołując głośne śmiechy. Nie wytrzymałam. Po prostu się rozpłakałam. Z bezsilności. Pewnie powinnam oddać mu, albo chociaż powiedzieć co o nim myślę. Sytuacja jednak na tyle wyprowadziła mnie zrównowagi, że poryczałam sobie w ramię W., prosząc go, żeby nie nakopał temu człowiekowi. Pewnie takie sytuacjie zdarzają się sporadycznie, a ich sprawcami jest mały odsetek Indusów. Nie chcę generalizować, bo spotykaliśmy miłych, sympatycznych mieszkańców Indii, którzy bezinteresownie nam pomagali, ostatnio jednak jakoś ich nie widzę i mam już dość.





Dziś znów wybraliśmy się na Old Delhi. Tu można spotkać to co w Indiach najbardziej przeraża - chore zwierzęta, chorych i kalekich ludzi, wszędzie zapach sików, śmieci. Mieszanka, która doprowadza do płaczu i wymiotów. Wśród tego wszystkiego miejsca piękne, jakby wyjęta z innego świata - po prostu Indie.
Odwiedzamy bazar w przyprawami. Od zapachów kręci w nosie. Wielu przypraw nie znamy, wielu nie znamy w takiej postaci. Odnajdujemy ponad 20 odmian ryżu.




























Potem gdzieś błądzimy i natykamy się na rzeźnię, gdzie przy ulicy można kupić podroby, kogucie grzebienie, łapki, jajka wyjęte z wnętrza kury. Dalej napić się soku z trzciny, kupić latawce, przechodzimy uliczkami które można nazwać "sklep metalowy", "sklep tytoniowy", "bar mleczny", "warzywniak" (pojawiły się truskawki).
[W:] To nasze ostatnie chwile w Indiach, niebawem wyruszamy wprost ze stolicy i chciałoby się zachować w pamięci jakiś miły niedosyt, chęć powrotu, by jeszcze, by więcej, by bardziej...by chłonąć...a jednak chyba ostatnie chwile tutaj zdecydują o złym kojarzeniu tej części świata. Kilka gównianych spraw potrafi zepsuć obraz wielu, wielu innych i pozytywnych wydarzeń, zwłaszcza, że ja jestem urodzonym nerwusem, a gdy już ktoś wylewa wodę na moją kobietę - dostaję pierdolca (celowo nie wspominam o uderzeniu Karoli pięścią - wolę zapomnieć). Teraz, gdy to piszę, już ochłonąłem, przespałem (jak "muszę to przespać, przeczekać"...Nosowskiej), ale takie nieprzyjemności psują wszystko. Ale, jak już wspominałem, ja wierzę w krążenie energii, i dziś ta energia przyszła do nas z jeszcze większą mocą. Czy pozytywną?...o nieeee... W kafejce internetowej odczytałem pozytywnego maila dotyczącego naszej Jadziuchny - jedzie do warsztatu - ucieszeni spędzamy w kafei kawał czasu by dograć sprawy (wybacz Miszka to zamieszanie) i zaangażować przyjazne dusze. Aby fakt ten uczcić, idziemy na piwo! Sklepy z alko są tu zamykane o 22, ale dziarsko idziemy sprawdzić. Oczywiście pod sklepami są mistrzowie, którzy załatwią wszystko. Ulegamy jednemu i idziemy z nim, od początku wiedząc, że nas dyma, ale załatwi dwa piwa. Idziemy, ten chce kasę najpierw, nie zgadzamy się, więc dostajemy butelkę whisky "mcdowells" jako zabezpieczenie. Oboje wiemy, że to ściema, ale niewiadomo czemu brniemy w ten spektakl, a ja wręczam szczerbatemu chujowi 160 rupii na dwa piwa. Oczywiście koleś znika i to tyle... muszę obrócić tę sytuację w żart, by jakoś się wyleczyć z własnej naiwności i głupoty, zwłaszcza, że ściema nie była wyrafinowana - najgłupsza i najprostsza, więc najbardziej obciążająca dumę. Butelka whisky zawiera herbatę. Wracamy zdołowani nie odzywając się ani słowem, a na dokładkę jeden dzieciak oblewa mnie wodą i ucieka...o taki to przemiły wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz