sobota, 19 marca 2011

13.03.2011 OSTATNIA INDIAN SUNDAY

[W:] Dziś jest nasz ostatni dzień w Indiach, więc planem jest wyluzowanie się, pranie, pakowanie i jutro w południe będziemy już w samolocie do Kambodży. Nasza "Babcia", czyli szefowa guest housu na siłę chce nam rezerwować taksówkę, choć trzykrotnie dziękowałem, informując, że pojedziemy metrem. Należy się więc dziś małe podsumowanie pobytu tutaj. My nie przyjechaliśmy tu szukać Boga, tylko zobaczyć inne życie, wiemy jednak, że wielu ludzi przechodzi tu duchową przemianę, a miejsc temu sprzyjających jest bardzo wiele. Indie mają wiele oblicz, co można powiedzieć o każdym miejscu na świecie. Fascynujące są widoki, przyroda (np. zielone papużki w centrum miasta, owoce, warzywa), cudowne jest jedzenie-smaki, zapachy, kolory. Hindusi wydają się być przyjaznymi i otwartymi ludźmi, można pogadać na ulicy, uzyskać pomoc, ale warunek jest jeden - spotkanie z Indianami musi być pozbawione potencjalnego zarobku - wówczas można zapomnieć o szczerości, życzliwości, przyjaźni. Można tu zobaczyć wiele wspaniałych budowli, jednak mając na uwadze, że zdecydowana większość to zasługa np. Mongołów, a nie Indian. Jak się tak głębiej zastanawiamy, to dochodzimy do wniosku, że mieszkańcy Indii raczej niewiele osiągnęli własnymi rękoma. Na pewno w oczy rzuci się Wam wszędobylski syf, smród, śmieci pod nogami, szczury, myszy, faceci sikający obok jadalni, na ulicy - no wszędzie. Łażenie po krowich kupach może i ma swój urok, ale to już sprawa indywidualna i zależna od miasta w jakim byliśmy. Najbardziej zasranym i śmierdzącym miejscem wydaje mi się Varanasi, najmniej Amritsar, a najpiękniej było w Kha Juraho i w Darmshala. Jeśli chodzi o te irytujące próby oszustwa, to po prostu musicie zdawać sobie z tego sprawę i być bardzo czujni. Taka jest tutaj rzeczywistość i przyjeżdżając trzeba zapomnieć o znanych z Polski standardach. Hindusi oszukujący i kłamiący prosto w oczy to norma i dadzą Wam zły ich obraz, jednak nie należy generalizować i od razu oskarżać wszystkich mieszkańców tego kraju. Osoba wrażliwa na: widok wychudzonych, rannych psów, żebrzących ludzi z otwartymi ranami, z brakiem kończyn, brudne i zasmarkane dzieci, jedzenie wśród roju much, zapach moczu i ścieków, brud i śmieci - powinna poważnie przemyśleć wybranie się do Indii lub skorzystać z oferty jakiegoś biura podróży z zapewnionym hotelem, restauracją i zwiedzaniem, ale wtedy obraz tego kraju będzie mocno przekłamany. W ogólnym bilansie, pobyt tutaj będę wspominał bardzo dobrze, ale o finansowych wałkach, kłamstwach i wszystkich negatywach, o których pisałem, będę długo pamiętał i chyba ciężko w przyszłości będzie mi obdarzyć Indianina zaufaniem. Trzy rzeczy budzące bardzo dobre skojarzenia to: jedzenie, motocykle royal enfield i to, że ludzie są blisko siebie - trochę na zasadzie dużej wsi. Mnie osobiście dołuje fakt, że mieszkając na wrocławskim osiedlu jakieś dziesięć lat, nie znam ludzi zza ściany, nie wiem nawet jak mają na imię i krępuję się poprosić o pomoc, czy pożyczenie jajka. Tu zostawiasz swój sklepik i idziesz na róg ulicy do sąsiada na posiłek, jak będzie klient, to inny sąsiad się nim zajmie i szybko cię o tym poinformuje. Dwie rzeczy mogą się Wam, jak i mi, wydać wielkim problemem - to hałas i dystans. Jeśli chodzi o ten pierwszy to pamiętajcie, że w najtańszych guest housach drzwi i okna są zupełnie nieszczelne, a na ulicach panuje dzika impreza - klaksony, krzyki, śpiewy, głośne rozmowy - ja lubię wypoczywać w ciszy i często przez hałas bywałem najzwyczajniej wkurzony. A najlepsze są weseliska z trąbami i bębnami idące ulicami - jak widzicie, że w pobliżu rozkłada się namiot weselny - szukajcie innej noclegowni. Drugą sprawą jest dystans, którego pojęcie tutaj jest zgoła inne. W kraju nad Wisłą szanujemy cudzą przestrzeń życiową i pewnych barier nie przekraczamy, zwłaszcza jeśli chodzi o tę ostatnią - intymną. Tutaj dotykanie obcej osoby wydaje się być czymś normalnym - niejednokrotnie stojąc w kolejce ktoś kładł mi dłoń na ramię, w autobusie położył torbę niemal na mojej głowie, czy popychał w sklepie - a w delijskim metrze będziecie jedną z zakonserwowanych rybek. To sprawa, która jest dla mnie największym problemem, zwłaszcza, że w każdym stykającym się ze mną człowieku widzę potencjalnego kieszonkowca i jestem spięty. Ogólnie Indie bardzo mi się podobają i uważam, że to świetne miejsce na krótki urlop, ale nie na życie tutaj. Z przyjemnością wrócę tu kiedyś większą ekipą, ale z zaopatrzonym portfelem i głową otwartą na imprezowanie, śmiech, pozytywną energię. Pozytywna energia to bowiem sprawa najważniejsza niezależnie od miejsca w jakim się jest. Jak ma być do bani, to będzie, czy to we Wrocławiu, Chicago, na Madagaskarze, czy w Delhi, a jeśli ma być pozytywnie to będzie, choćby na ławce w parku z tanim winem pitym z gwinta. Szukajcie więc pozytywnej energii i starajcie się ją dawać innym, a podróż do Indii, mimo wszystkiego złego o czym pisałem, gorąco polecam. Pisząc te słowa odebrałem sms-a od Szwagra "Wysłałem kodeki do domowego kina. Powinno pomóc." - i już jest dobrze, i już jest pozytywnie i już wiem, że są ludzie na których można liczyć i to właśnie jest pozytywna energia. Dzięki za pozytywny przekaz, a filmy już hulają cacy.
[K:] Często zastanawiam się na czym polega "fenomen" Indii - tyle osób zachwyca się tym krajem, uznając za fantastyczny, fascynujący, tyle słów zostało na temat tego kraju napisanych. Myślę że siła tkwi w różnorodności. My zobaczyliśmy tylko fragment tej kultury, sztuki, zwyczajów, obyczajów, sposobu życia. A było na co patrzeć. Indie to kraj religii. Mogliśmy bliżej poznac hinduizm, buddyzm, sikhizm, obejrzeć meczet, przyjrzec się muzułmanom. Poznać architekturę, malarstwo miniaturowe, tanki i sztukę współczesną Indii. Mogliśmy poznać smaki - choć na ciapatti nie mogę już patrzeć, poznać nowe przyprawy, napić się nowych herbat, spróbować nie znanym nam owoców. Poznac Indusów chrześcijan, hinduistów, buddystów, a każdy był inny. No i te Himalaje...
Naszym wiernym czytelnikom należy się też zakończenie wątku "sweterków". Muszę przyznać, że moda sweterkowa okazała się spacjalnością lokalną i podobna ilość panów ubranych w to jakże interesujące odzienie nie pojawiła się już w żadnym mieście poza Varanasi. Żeby zobrazować to zagadnienie przedstawiamy fotomontaż:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz