piątek, 4 marca 2011

27.02.2011 RISHIKESH


[W:] Na śniadanie kanapki z przywiezionym przez B. serem żółtym, pomidorem i cebulą i co najważniejsze kawa parzona, zwykła czarna pyszna kawa (ogromne podziękowania dla Mamy K., która puszkę wypchała czarnym złotem po brzegi). Potem druga część śniadania w knajpie, gdzie B. posmakowała placków paratha i poszliśmy nad brzeg rzeki. Fajnym zjawiskiem jest korek na podwieszanym moście - tu , jak już wiecie, nikt się nie chrzani i jak jest droga na drugi brzeg to ładują się wszelkimi możliwymi pojazdami, a my zastanwiamy się, czy most to wytrzyma. Sklepików są tu tysiące, więc dziewczyny mają co oglądać, ja też nie narzekam, bo RE tutaj pełno przeróżnych, a nawet gdy moje towarzyszki chcą obejrzeć jakąś świątynię, wykorzystuję moment i dowiaduję się w jednym z biur podróży, że mogę wypożyczyć jutro starego Royala na cały dzień za 450 rupii. Prawo jazdy, którego nie zabrałem w podróż, również nie stanowi żadnego problemu. Tutaj to nierealne, bo jutro rano opuszczamy miasto, ale już zacieramy rączki z K. na całodniową przejażdżkę w najbliższej przyszłości. Yes! Yes! Yes!
Robimy też mały shopping i w naszej kolekcji sztuki azjatyckiej będzie jeszcze jeden mały obrazek malowany na jedwabiu, a także fantastyczne pikle w małym plastikowym pojemniku (od dawna chciałem kupić, ale opakowania były wielkie i ciężkie). Wskoczyliśmy też do kafei internetowej i okazało się, że miłośników Royal Enfield'a jest w Polsce niemało, puściłem więc maila do pewnego Pana Jacka i teraz bardzo oczekuję odpowiedzi na kilka moich pytań. Poczytałem też trochę na forach internetowych, ale w większości był to bełkot, którym nie zamierzam się sugerować. Poszliśmy też do jednego z Ghatów, w którym trwały przy zachodzie słońca obrzędy i klimat bardzo przyjemny, ale dla mnie istnieje w tej chwili tylko jedno bóstwo. Przedtem na obiad zamówiliśmy w końcu potrawę, o której słyszeliśy, czytaliśmy, a ja już nawet mam przepis - ser ze szpinakiem i do tego czosnkowy ryż. Sława Palak Paneer w pełni się obroniła i polecamy gorąco (w naszej knajpie nazywało się spinach paneer, ale w oryginale to Palak Paneer i dokładnie tego szukajcie, a do tego domówcie zwykły ryż lub placki ciapati).




Acha - jeśli chodzi o pana oszusta, który sprzedał nam wodę gazowaną jako piwo - wczoraj wieczorem poszliśmy do sklepu i napsułem panu trochę krwi, nazywając oszustem, ten jednak bronił się z kamienną twarzą, a ja zapowiedziałem się jeszcze na jutro. Dzisiaj więc zgodnie z umową, przechodząc obok sklepu, przywitałem się z panem, a potem stanąłem przed sklepem fotografując jego front (a niech sobie myśli co tam chce), i tu ciekawostka - cudowny napój zniknął z oszklonej witrynki! Hahahahaha! Kasy już nie odzyskam, ale może chociaż idiota będzie teraz ostrożniejszy w dymaniu turystów. Co równie ciekawe, wczoraj wieczorem nasz szef hotelu powiedział, że tu jest "dry area" i najbliższy sklep z jakimkolwiek alkoholem jest w innej miejscowości 15 km stąd - zakładam więc, że pan od "piwa" nic o tym nie wiedział. Echh - powiem to znów "welcome to India".




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz