piątek, 25 marca 2011

21.03.2011 SNURKI I RURKI

[W:] Rano wylogowaliśmy się z pokoju i ruszyliśmy na plażę, gdzie w knajpce już czekano na nas ze śniadaniem z kawy lub herbaty i bagietki z dżemem (wszystko w cenie wycieczki). Wsiadamy na łódź i pchani mocą dwóch silników marki Honda mkniemy w stronę rajskich wysepek. Po drodze mamy czas na snorkeling, czyli obserwowanie życia wodnego za pomocą maski i rurki do oddychania. Zawsze marzyłem, by coś takiego zobaczyć na własne oczy i do tej pory nie wierzę w to piękne wydarzenie. Lazurowa, ciepła woda, słońce, wyspy, a wokół nas rafy koralowe, najróżniejsze ryby (ja rozpoznałem skalary, bo miałem takie kiedyś w akwarium), parzące ukwiały, których należy unikać, jakieś dziwne kosmiczne żyjątka we wszystkich kolorach tęczy-no widoki niepowatarzalne i przepiękne.


Potem czas wolny na wyspie i obiad z grillowanej ryby, bagietki i surówek, wszystko w cenie i nawet zimną wodę i colę panowie dla nas mają. K. i R.,wsuwają ze smakiem, ja lekko choruję na popiwność pospolitą i krótki bardzo sen, więc płyny mi wystarczają. Gdy idziemy z K. wzdłuż brzegu słyszymy jakieś przeraźliwe wrzaski i piski dobiegające z zarośli, żadnych zwierząt jednak nie widzimy, choć ja wiem, że zaraz coś wyskoczy i nas pożre - jakiś tyranozaur albo wściekłodzik oceaniczny albo inne cholerstwo. Na szczęście żyjemy i mamy wszystkie kończyny, a ten dźwięk nagrałem telefonem, więc będę miał sprzęt do odstraszania złoczyńców i wściekłych psów. Po powrocie czeka na nas ostatnia kawa w guest housie i po jakimś czasie przyjeżdża bus, zbiera ludzi po rożnych miejscach i odwozi na stację.


[K:] Fajno, fajno, ale takie snurkowanie to nie taka bułeczka z makiem, jak się może wydawać, zwłaszcza kiedy nie umie się pływać. No ja "pływać" umiem, a najczęściej wychodzi mi to na "wydrę", albo "rozpaczliwca", w basenie w którym jestem w stanie stojąc na dnie swobodnie oddychać. Taka rafa to istny labirynt i bardzo różna głębokość nie mająca nic wspólnego z podłożem o którym pisałam przed chwilą. Musiałam więc opracować sposób przemieszczania się z najwyższego, w miarę płaskiego punktu A (na którym mogłam się utrzymać), do podobnego B. Przy tym skoordynować oddech, nie spanikować kiedy maska przeciekała, zanurzyć głowę i starać się nie utopić. Do tego przestrzegano nas przed czarnymi, kolczastymi, ze świecącymi "oczami" w ilości większej niż dwa - było ich pełno. Dlaczego przestrzegają miałam okazję się przekonać. Pomimo klapek dostałam strzała w palca i zdrętwiały mi trzy. Do tego zaryłam kilka razy o ostre krawędzie tego co wszędzie było pod wodą (kilka sińców i zadrapań) i schodząc do wody spadłam z drabinki (sińce na ręce), do tego poranione stopy od chodzenia po kamieniach przy brzegach wyspy. No ale warto było!
Przykro było patrzeć, na "wymarły" świat. To co widzieliśmy nie wiele miało wspólnego z rafą, jakiej jeszcze nigdy nie widziałam, a której obraz mam w głowie. Kilka ryb, niewiele już żyjących stworzeń. Smutny widok.
No i pierwszy raz byłam na wyspie! A kiedy tam byliśmy zaczęła się burza - najpierw w oddali grzmiało i błyskało potem przyszło i do nas. Natura jest niesamowita. Mogliśmy podziwiać wszystkie odcienie szarości, granatu, błękitu, lazuru - burzowe niebo i morze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz