czwartek, 10 marca 2011

04.03.2011 NADAL DHARAMSALA

[K:] Dziś postanowiliśmy odwiedzić inne buddyjskie miejsce, oddalone nieco od McLeod Gandź. Zjeżdżamu więc dżipem do Dharamsala, a spod dworca zaraz łapiemy następny autobus. Trafiamy do Instytutu Norbulingka. Został on założony z myślą o kulturze i sztuce Tybetu. Są tu wytwarzane rękodzieła, szyte tradycyjne stroje. W kompleksie znajduje się też Świątynia Siedziby Szczęścia, a w niej 1173 przedstawień Buddy. Odwiedzamy też muzeum lalek - tych tradycyjnych. W kawiarence wypijamy tybetańską herbatę z masłem i solą i regionalną "Kanghra Tea".


[W:] Instytut to spokojne miejsce, które pozwala zapomnieć o Indiach, a w sklepiku muzealnym ceny kosmiczne, więc pamiątki żadnej nie mamy. Poznaliśmy za to psa Zenona, który nawet dał się poprosić do tańca. Kolejnym punktem była mała świątynka 2,5 km dalej, ale najlepsza była prowadząca do niej droga i widoki - ośnieżone gigantyczne góry, kręte ścieżki, wielki potok i skały wzdłuż drogi. Po powrocie chcieliśmy spróbować tradycyjnego tybetańskiego jedzenia, ale mimo że knajpy często używają nazwy "tibetan", to wybór jest bardzo niewielki, a więszkość knajp dzisiaj nieczynna, co nas dziwi. W pokoju już mamy się pakować, ale rozważamy przedłużenie pobytu tutaj o jeden dzień, ponieważ jutro będą się odbywać tybetańskie uroczystości noworoczne. Zostajemy, co osobiście bardzo mnie cieszy.


Zanim pojechaliśmy, rano spotkałem chłopaka na Royalu, który powiedział mi, że ten piękny egzemplarz kupił tu na miejscu za kwotę 40 tys rupii, czyli ok 2600-2800 zł. To rocznik 2003 z biegami po lewej stronie. Według niego ta cena i tak była słaba, ale przystał na nią bo silnik był w bardzo dobrym stanie, poza tym po krótkiej przejażdżce przed zakupem wiedział, że są sobie przeznaczeni. Bardzo poleca te pojazdy, ale daje też radę, bym decydując się na kupno, pogadał najpierw z jakimś miejscowym, bo cena dla turysty na dzień dobry będzie wyższa o jakieś 10000 rupii. Ja zaczęrpnąwszy nieco informacji od miłośników tych maszyn w Polsce, wypiciu paru piw, nieprzespaniu kilku nocy, ostatecznie postanowiłem decyzję o zakupie Royala zostawić na zupełnie inny czas. I choć słyszę jak przejeżdżające obok śpiewają :"nie, nie możesz teraz odejść, płonę, płonę......" i inne pieśni, to decyzja została podjęta i zamykam ten temat i już. W ojczystym kraju czeka bowiem na mnie pewna panna, o której chyba nieco zapomniałem, będąc pod urokiem Royali. Jest też spora szansa, że ta dostojna ślicznotka zostanie niedługo nieco odświeżona i znów warknie jak młoda, żądna przygód Jadziuchna. Oby tak się stało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz