piątek, 25 marca 2011

20.03.2011 BEZ CIŚNIENIA

[W:] Śpimy dość długo i leniwie wyłazimy w stronę plaży zaliczając śniadanie w naszej hotelowej knajpie - pyszne żarełko, a na dodatek mają tu świetną kawę z jakimś jakby orzechowym aromatem, na kubek nakłada się alumiowy pojemniczek z kawą i w ten sposób czarne cudeńko się zaparza. Re-we-la-cja! Wczoraj coś sobie gdybaliśmy, że weźmiemy jakieś kajaki i popłyniemy na wyspę, ale kajaków w sumie nie znajdujemy, a lejący się z nieba żar jakoś do wiosłowania nie zachęca.


Dołącza Remek i na luzie siedzimy sobie na plaży z zimnym piwkiem, koktajlami, rewelacyjnym jedzeniem i tak mija nam większość dnia. Kupujemy w jednej knajpie bilety na jutrzejszy rejsik łodzią do trzech wysepek wraz z nurkowaniem w masce z rurką. Na obiad wybieramy się do naszego hotelu, a Remek chce sobie jeszcze zaszaleć i wziąć godzinny masaż, a tu klopsik! Coś się wydarzyło w knajpie i obsługa nie pracuje, restauracja zamknięta, masaż niemożliwy i dowiadujemy się tylko tyle, że jest jakiś problem z szefem hotelu i niewiadomo do kiedy ten stan się utrzyma. Niezły mamy z tego ubaw, ale w zamian trafiamy do jakiejś knajpki przy plaży, gdzie zjadam fantastyczną, krwawą wołowinę w małych kawałkach w odrobinie ciekawego sosu (mógł być ostrygowy).


Trzeba też wspomnieć o owocach, są piękne, są wszędzie, są w przyzwoitych cenach, a wczoraj na plaży jadłem chyba najcudniejszego ananasa w życiu. Dzień mijał sobie tak bez ciśnienia i zakończyliśmy go siedząc w knajpce nad brzegiem - kiedy zapalają się świeczki, ludzie spacerują brzegiem, a na waszym stoliku jest talerz owoców morza i kufelek schłodzonego Angkor Beer, to macie tę dobrą myśl, że życie jest piękne i dla takich chwil warto czasem spiąć poślady. Kto nie wie o czym mówię, to niech natychmiast pakuje plecak i rusza do Sihanoukville w Kambodży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz