sobota, 26 lutego 2011

21.02.11 PUSHKAR


[W:] Rano zjedliśmy małe śniadanie na tarasie Hill View Guest House i wyskoczyliśmy do świątynki na wzgórzu, widocznej z okna, a tam spotykamy głuchoniemego chłopaka z Australii, który wychował się w Indiach, ale wybrał Australię. Komunikowaliśmy się za pomocą kartki i długopisu i choć nie szło płynnie, to "pogadaliśmy" jakieś pół godziny. Najlepsze było wyjaśnianie mi skąd pochodzi - podwinął rączki i zaczął skakać jak kangur - no i od razu wiadomo o co chodzi. Snujemy się po miasteczku oglądając po pięć razy te same sklepiki. Obchodzimy jeziorko dookoła, gdzie próbują nam wcisnąć kwiatki i namawiają by założyć powitalne bransoletki (kawałek nitki). Spróbowaliśmy też rewelacyjnych, tłoczonych przy nas soków - chickoo, papaja, a mi najbardziej smakował lemonkowy. W jednym małym sklepiku obejrzeliśmy kilkadziesiąt miniaturowych obrazków malowanych na jedwabiu i po krótkich targach z bardzo fajnym właścicielem K. zakupiła jeden przedstawiający konia, czyli symbol mocy, siły, energii. Były też słonie oznaczające szczęście, oraz wielbłądy, czyli miłość. Jakiś czas później spotkaliśmy tego samego faceta pod innym, głównym sklepikiem, będącym jednocześnie jego mieszkaniem.






[K:] Ów "facet" - Kumar jest artystą, sam maluje miniatury, jednym włosem wiewiórki, farby tworzy z minerałów. Sztuki malowania nauczył go jego dziadek (nauczył się w ciągu roku), malować umie 20 osób z jago rodziny. Mają też małą manufakturę w której tworzą inne dzieła. [W:] W środku jesteśmy jak zaczarowani. Dom jest pełen antyków, przepięknych mebli, obrazów, rzeźb, a tradycja rodzinna jest kontynuowana od trzech pokoleń. Właściciel pokazuje nam zdjęcia swego ojca i dziadka, w tym jedno z ofiarowania obrazu Indirze Gandhi, a także książkę o Indiach, w której jest część poświęcona jego rodzinie i sklepikowi. W tak familijnych klimatach, pomyślałem o moim Tacie, który od jakiegoś czasu tworzy sobie gabinet, własny magiczny kąt i powiedziałem o tym Kumarowi, który zrobił się jakiś poważniejszy. Połaziliśmy, pooglądaliśmy i w rezultacie wiozę Tacie niewielką szkatułkę wykonaną z ciemnego drewna i pokrytą cienką warstwą brązu. Najchętniej wydalibyśmy tu wszystkie pieniądze, ale to oznaczałoby powrót do Rzeczypospolitej, więc wyhamowaliśmy. Dowiedzieliśmy się jednak, że duże gabarytowo rzeczy można wysłać drogą morską - widzieliśmy nawet rozpiskę cen zależnych od kilogramów. Być może kiedyś tu wrócimy i zrobimy poważniejsze zakupy, które wyślemy do domu, a sami z małym plecakiem popędzimy dalej. Niedługo po wizycie w "underworld" jak określił swój dom Kumar, spotkaliśmy samego Kikasso.



Tak - Kikasso! Informacje o nim możecie znaleźć w necie. Pogadaliśmy, pooglądaliśmy zdjęcia i posłuchaliśmy jego historii. Rzucił dawno temu dobrą posadę w banku i zaczął medytować poprzez malowanie. Jego obrazy są dość prymitywne, ale być w Pushkar i nie przywieźć oryginału Kikassa? O no! Mamy więc malowany na płótnie wizerunek Boga Ganesha, którego lubimy najbardziej wśród bogów hindu (K. lubi jeszczę Kali - "krwawą boginię"). Wymieniliśmy kontakty i obiecaliśmy, że umieścimy na stronie kilka zdjęć jego obrazów, które dostaliśmy na płycie. Po powrocie, gdyby ktoś był zainteresowany, możemy również pomóc w zakupie prac samego Kikassa. Jeszcze "tiptopami" pozwiedzaliśmy ciasne uliczki, a w jednym sklepiku K. namówiła mnie na zakup bawełnianych, cienkich spodni, a co najważniejsze - czerwonych! Pan krawiec od ręki przyciął i zszył mi nogawki - wreszcie ktoś rozumie, że dużo w brzuchu, mało w nogach. Na zakończenie dnia pogadałem z Hanumanem, który zdradził mi tajniki robienia chlebków ciapati, parathy i ziemniaczanego curry. Bardzo polecamy Hill View Hotel - nie wiemy po ile są inne pokoje, Kuku wspominał coś o 300-400 rupiach, ale nasz za 200 był całkiem ok, poza tym rodzinna atmosfera, piękny widok z tarasu i kiblowego okienka, chłopaki jak "swoje chłopy" i ogólnie bardzo nam się tu podobało.







[K:] Informacje z sieci:
"Pushkar to prastary ośrodek kultu boga-stworzyciela Brahmy nad jeziorem na skraju pustyni Thar. Wg legendy Brahma chciał w miejscowym jeziorze dokonać samounicestwienia (jagna), a kiedy jego żona Sawitri nie przybyła na czas, wówczas poslubił inną kobietę. Rozgniewana Sawitri przekleła Brahme, że za karę nie będzie czczony nigdzie poza Pushkar.
Znajdujące się w pobliżu światyni świete jezioro jest uważane za cudowne i uzdrawiające.
Każdego roku przybywa tu ponad 200 tysn. ludzi i ok. 50 tys. wielbłądów a także bydła. Targom towarzyszą wyścigi wielbłądów, przedstawienia ulicznych aktorów i muzyków."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz