czwartek, 17 lutego 2011

13.02.2011 "CHŁOPAKI PRZEŚLICZNE I SESJE FOTOGRAFICZNE"

[W:] Rano idziemy na dworzec autobusowy, by ruszyć do Orchha. Rozpoznał mnie gość prowadzący sklepik, który po naszym przyjeździe tu był zaskoczony, że europejczyk żuje indyjską tabakę. Przyszedł mnie poczęstować "gutką" (guthka to takie mieszanki tabaki, gałki muszkatołowej i przypraw, sprzedawane w jednorazowych torebeczkach), a ja poczęstowałem go ZIT-em (nasz łakoć-środek do kibli z Nepalu), Pan po kilku sekundach wypluł, otrzepał się jak po dobrej gorzałce i stwierdził, że "very strong" - hehehe - mnie już nie rusza, a ruszyło starego wyjadacza stąd. Przy autobusie chcieli nas wyrolować, twierdząc, że za bezpieczeństwo plecaków trzeba zapłacić po 10 rupii każdy. W autobusie, który jak nam wczoraj wmawiano będzie "full" zajęte jest może 8 miejsc i ruszamy. Gorzej robi się jakieś 100 km dalej, gdy autobus nagle rzeczywiście robi się full, do tego stopnia, że Pani jadąca z dwójką dzieci zatyka mi ucho swym cyckiem, a pachy poleruje moją czupryną, jej córcia z kolei wspina się po siedzeniach przyszczypując mi skórę i brudząc spodnie, po czym nadmuchuje balonik i pociera o niego wydając bardzo przyjemne dźwięki do mojego, na szczęście przytkanego przez cycek, ucha. Pod nogi zaś Pan, który lampi się na nas jak na gwiazdy bollywood, podrzuca mi metalową miskę z nieznaną, na szczęście, zawartością - jest słodko. Jadąc do Indii trzeba się naprawdę wyluzować i wyzbyć agresji. Są chwile, jak dziś w autobusie, że mam ochotę wydrzeć się : "sp...j stąd głupia babo, z tym pi....m bachorem i zabierz ten je... cyc i pachy z mojej głowy!!!!! Przy okazji zabierz tą zasraną michę tego ch... spod moich nóg, bo ci nią przy... w łeb, bachory wy... przez okno, a potem odnajdę twoich pi... krewnych, wymorduję, splądruję ich domy, spalę, a na ruinach pozostawię tablicę zapisaną twoją je... krwią " Tak kończą rodziny tych, którzy wku... europejskich turystów, którzy za komfort siedzenia na numerowanym miejscu zapłacili gruby szmal". AAAAAAARRRRGGGGHHHHH!!!!
Ale trzeba wziąć oddech, uśmiechnąć się do dziewczynki dmuchającej balonik, skulić się, by dać przestrzeń na torbę pana siedzącego z tyłu i łokieć przysadzistej matki dwójki uroczych dziatek. Słońce też w tym pomaga i wszyscy są uśmiechnięci. Może Kazik miał rację i totalna depresja Polaków wynika z braku słońca? Jeśli tak, to ja mam go tu tyle, że od dziś będę oazą spokoju, szczęścia i życzliwości. Idąc dalej tropem kazikowej teorii solarnej, wszyscy Polacy powinni w zimie odwiedzać Indie - strach tylko pomyśleć co by było, gdyby kochani Rodacy, nie byli taką oazą jaką jestem obecnie ja. Niech lepiej Rodacy pozostaną w domach, bo choć Indie opływają w mocz i tony gówna, to do polskiego burdelu im jeszcze bardzo daleko. Ufff - wybaczcie, musiałem dać upust dzisiejszym przemyśleniom.
Autobus wysadza nas na skrzyżowaniu 8 km od Orchha. I znów ciekawostka - pierwsza cena za tuktuka - 250, potem 160, 150, 100, 80 - ostatecznie jedziemy tylko we dwoje płacąc 50. Na miejscu ten sam schemat - facet za obskurną norę z grzybem na ścianie chce 450, 400, 350, a na progu krzyczy jeszcze 300. Orchha to mała wieś i choć jest tu kilka guest housów, są dziś pełne, bo jest święto i jest sporo wycieczek. Ostatecznie bierzemy inną norę za 200, gdzie chłopak bez przedniego zęba wita się ze mną, jakbyśmy byli obaj rapującymi gangsterami z brooklynu. Szybki rekonesans, obiad i trafiamy do niejakich cenotafów nad rzeką. Miejsce jest tak niesamowite, że aż trudno mi uwierzyć, że weszliśmy tu za darmo. Dwukondygnacyjne, przepiękne budynki nad rzeką przy zachodzie słońca to chwile, dla których koniecznie trzeba zobaczyć to miejsce. Włazimy na górę po kamiennych, nieco mrocznych schodach, a stamtąd widzimy krążące nad ruinami sępy z jednej, i zielone papugi z drugiej strony. W tym miejscu można by kręcić sceny do filmów na podstawie książek Tolkiena. Siedzimy tak do momentu, aż słońce prawie całkiem zachodzi. Nakarmieni niesamowitymi widokami idziemy spać bez kolacji, a w naszej norze techno, disco, jazda na maksa. Na zewnątrz odbywa się wesele, więc mamy na dobranoc milion decybeli wyszukanej muzyczki. Ale uffff, wdech, wydech, uśmiech, wdech - jestem oazą spokoju, wdech, wydech, jestem ucieleśnieniem dobra i życzliwości, wdech, wydech, jestem....wdech, wyd.....spaaaaać...jestem oaząąąą.... jest.......








[K:] Z cyklu "indyjskie obserwacje":
- Indusi, a właściwie Hindusi, w wielu rzeczach nie widzą problemu - pytamy w sklepiku o żel do mycia ciała, sprzedawca pokazuje najpierw mały żel do mycia twarzy, potem peeling do twarzy. W. delikatnie zwraca mu uwagę, że napisane jest "face scrub" na opakowaniu, pan oburzony tłumaczy, że przecież nie przeszkadza to w myciu całego ciała! Jaki problem? Podobnie przy szukaniu pokoju - ciemne, zimne, szare pomieszczenie, W. mówi, że nie ma tu okna, na co właściciel wskazuje "okno" z kratami, mlecznym szkłem, zakryte kartonami, wychodzące na korytarz i zdziwiony mówi, że przecież okno jest. [W:] Według mnie to nie Indusi, Hindusi, tylko Indianie - wszystko schrzanił nam Kolumb, który pomylił kontynenty, ale to chyba nie powód, byśmy nadal tkwili w błędnym przekonaniu, że Winetou był Indianinem - był rdzennym Amerykaninem i już, a Indianie mieszkają tu - w Indiach.
- potrafią kłamać w oczy. Przed tobą Indus kupuje coś za 100 R, prosisz o to samo, słyszysz 130 R. Kiedy zaczynasz rozmowę, że przecież ten przed tobą zapłacił 100 - słyszysz, że to niemożliwe, a Tobie napewno się coś przywidziało;
- mężczyźni, zwłaszcza młodzi uwielbiają się fotografować. Przybierają do tego pozę na "playboja", często pożyczają sobie przeciwsłoneczne okulary, i ustawiają się np. na tle kwiatów - naszaklasa.pl. [W:] Pozy do zdjęć przybierają zajebiste, uwielbiam ich obserwować podczas sesji. Czasami chłopaki wpadają w trójkę przytuleni i roześmiani, trochę przypomina to randkę - białe lub błyszczące koszule, dżinsy i pasek z wielką klamrą, a potem znaleźć tylko dobry kadr i heja po kolei...
- ubiór panów opiera się na wielu kolorach - co jest fajne, bo przez to Indie nie są jednobarwne - nikogo nie dziwi męski sweter z myszką miki w kolorze błekitu. Mężczyźni noszą też często pierścionki - nie wiem, może jakieś męskie - a pomalowane paznokcie to atrybut obu płci. [W.] Najbardziej wypasiony sweter miał facet w Nepalu, motyw-kosmos (poważnie-gwiazdy, planety), chyba gdzieś mamy fotkę jego pleców;
- często zaskakuje też łączenie poszczegółnych części garderoby - nikomu nie przeszkadza sweter z napisem SPORT i wełniana czapka ADIDOS założone do białej "komunijnej" sukienki z falbankami, cekinami, kryształkami i haftami złotą nitką
- mieszkańcy Indii lubią "bajery" i podchodzą do nich w sposób dla nas zadziwiająco poważny - kiedy jechaliśmy do Varanasi, na jednym z przystanków, wszedł do autobusu Pan, stanął na środku i z pełną powagą, po wyjęciu ołówka, zaczął tłumaczyć jego niezwykłe właściwości (takie ołówki pamiętam z dzieciństwa - plastikowe z rysikiem w środku, kiedy jeden się "wypisał" można było go schować w dół ołówka i wyskakiwał następny taki sam rysik). Po wytłumaczeniu na czym polega pisanie takim cudem, podszedł do każdego i zaprezentował z bliska - miało to na celu oczywiście zwiększenie sprzedaży;
- w Indiach jakie znamy do tej pory, bardzo mało spożywa się mięsa, a sklepy mięsne występują najczęściej w muzułmańskich dzielnicach. Na ulicy, w knajpkach właściwie nie ma potraw z dodatkami mięsa. Zastanawialiśmy się kiedy W. ostatni raz jadł mięso - chyba w Bhaktaphur, w Nepalu - toż to prawie wegetarianin! Jakoś też nas tak olśniło, że ostatnie wędliny widzieliśmy prawdopodobnie w Rosji...
- ostatnio zaskoczyła mnie hinduska religijność. Jechaliśmy autobusem, ten zatrzymał się przed świątynką, bileter wyskoczył, zdjął buty, złożył ofiarę, "obsługujący kapłan" rozłamał kokosa, podał bileterowi, ten jeszcze zadzwonił przyświątynnym dzwonkiem i wrócił do autobusu. Potem rozłamywał kokosa i dawał po kawałku posażerom - nawet my dostaliśmy. Po przejechaniu kilkunastu metrów kiedy zaczęły się serpentyny na drodze i hamulce zaczęły piszczeć, pomyśleliśmy, że kapliczka w tym miejscu to nie jest przypadek.
[K:] "wyrwane z gadki- szmatki":
GADKA 4
Chłopiec: "Hallo łicz kanrty"
Ja: "Hello. Polend."
Ch: ?
Ja: "In jurop"
Ch: "Aj noł, aj noł - niu jork!!!!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz