niedziela, 20 lutego 2011

18.02.2011 RÓŻOWE MIASTO


[K:] Jedziemy do Jaipur. Jak już pisałam wcześniej trochę pomyliłam daty i nastąpiła błyskawiczna zmiana planów i kierunków. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że pociągi są dwa - 5.30 i 17.00, więc postanawiamy jechać autobusem. Rikszarz, ma nas zawieść na stację, ale kiedy dowiaduje się, że nie mamy biletów, przypomina mu się, że trochę w innym kierunku, są autobusy "deluxe", w dużo lepszej cenie, i on nas tam zawiezie. Stawiamy opór, który na wiele się nie zdał. Po drodze opowiada nam o swojej rodzinie, pyta o nas. Tu wszystkim mówimy, że jesteśmy małżeństwem (no prawie jesteśmy), co ich bardzo cieszy (to chyba wielkie szczęście mieć męża/żonę), ale kiedy pytają czy mamy dzieci, nie mogą uwieżyć, że nie. Nasz rikszarz ma czworo (2 córki i 2 synów) i mówi, że w Indiach "big family is very good". Dojeżdżamy, no autobus, jak autobus, ale mimo wszystko lepszy. Na górze ma miejsca sypialne, szersze sidzenia. Nie znamy ceny biletu ze stacji, ale proponowana jest w porządku do ilości kilometrów, jakie przejeżdzaliśmy "normalnymi" autobusami wcześniej. Odjazd za półtorej godziny, więc trochę idziemy na łatwiznę i zostajemy.
Mamy okazję przyglądać się pracy "czyściciela uszu". No takie zajęcie. Pan ma walizeczkę, a w niej jakieś fiolki, zwitek waty. Płacisz 10 rupii i czyści ci ucho. Inny robi buty. Na ziemi ma rozłożone podeszwy różnych rozmiarów i "obudowy buta". Klient wybiera sobie model, podeszwę dopasowuje do wielkości stopy, wystarczy zszyć i gotowe.



Jedziemy już drugą godzinę, a w sytuacjach takich jak ta, kiedy zjeść będzie można na najblizszym przystanku (mamy nadzieję), a w brzuszku już pusto, okazuje się, że nasza tęsknota za krajem, przejawia się głównie tęsknotą za polskim jedzeniem. Pojawiają się pomysły "co byśmy zjedli"?
I tak lista W. na ten moment:
- świeżonka, frytki, surówka z białej kapusty, ogórek kiszony, browar
- schabowy, ziemniaki, zasmażana kapusta i w dodatkowym talerzu buraczki
- tylko z "Mewy" - gulasz z serc, ziemniaki puree, surówka z rzepy, kompot
- placki ziemniaczane (tu, teraz, nawet zimne)
- krupnik
- żurek
- gulaszowa
- zupa szczawiowa z jajkiem
- koreczki śledziowe
Moja lista na ten moment (bo trzeba zauważyć, że w różnych chwilach co innego jest priorytetem):
- barszcz babci Felci (zawsze i w każdej ilości, z chlebem z masłem, jajkiem i fasolą)
- pierogi ruskie (mamy) z podsmażaną cebulką
- gołąbki (mamy) z gęstym sosem pomidorowym
- placki ziemniaczane (taty) z cukrem i śmietaną
- ziemniaki purre, marchewka z groszkiem (lekko rozgotowana), ryba smażona (tu niby ryby bywają, ale taka ryba z Gangesu, to jeszcze gorsza niż panga z tesco)
- bułka z masłem, serem zółtym, jajkiem, pomidorem, szczypiorkiem doprawiona solą i pieprzem
- kanapka z pastą jajeczną
- kanapka z pastą z tuńczyka z selerem naciowym (najlepszą robi W.).
W ten oto sposób, nasza wyobraźnia daje sygnał żołądkowi, a ten cierpi jeszcze bardziej. Jeeeeśśśśść!
No, to był schabowy i barszcz - po miseczce małych smażonych kulek warzywnych i dwa smażone placuszki polane sosem. Do tego na deser mamy paczuszkę orzeszków.
Mam też swoich fanów, którzy patrzą we mnie jak w Miss World, a jeden jest szczególnie wierny. Siedzi na podłodze przy naszych siedzeniach (część jedzie tu bez miejscówek), patrzy i się uśmiecha (W. mówi nawet, że zalotnie).
[W:] Od samego wjazdu do miasta widzimy, że to już zupełnie inne Indie. Galerie handlowe, banki, mcdonalds, pizza hut, światła drogowe, tysiące aut wszystkich światowych marek, czuć gruby szmal w powietrzu. A jednak na ulicach taki sam syf, choć spotykamy więcej śmietników, a nawet duże kontenery. Po krótkim błądzeniu trafiliśmy do hotelu, w którym zaoferowano nam nocleg w dormitorium za 175 od łóżka. Przyznać jednak muszę, że hotelik jest z wyższej półki, nasz pokój jest bardzo przyjemny, pościel wyjątkowo czysta i na wejście każdy dostaje małą rolkę papieru (wreszcie ktoś o tym myśli), mydełko i broszurę o hotelu, Indiach, mieście, religiach - bardzo miłe zaskoczenie. Łazienki są na zewnątrz na piętrze, ale jest ok, a na miejscu restauracja, kafeja inernetowa i klimatyczna czytelnia z wieloma książkowymi pozycjami. Zwiedziliśmy kawałek okolicy i znaleźliśmy pana, który śpiewając "hare kriszna" przygotował nam placki paratha z sosem curry, 5 rupii za placuszek - rewela. Umówiliśmy się, że przyjdziemy jutro na poranną herbatę, bo pan herbatkę robi od 6, a jedzenie od 11.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz