niedziela, 20 lutego 2011

17.02.2011 ATAK MAŁP


[W:] Dziś do zaliczenia jest gwóźdź programu - Taj Mahal. Zjadamy śniadanie na ulicy - dwa ciasteczka smażone w głębokim oleju i sos curry, ([K:] zjadamy, a pan mnie pyta czy nie za ostre - nie, nie ostre - zdziwiło go to bardzo. Chciał mi nawet podać wodę, ale odpowiezdziałam, że nie potrzebuje i naprawdę nie było bardzo ostre - jestem swoja ziomalka!) obowiązkowo też słodka herbata z mlekiem. Bilety bardzo drogie, 750 rupii sztuka, a na dodatek ostro nas przetrzepano i ja musiałem iść do depozytu ze scyzorykiem, latarką i tabaką. Wybierając się do Taj, przeczytajcie dokładnie co wolno, a co nie, bo stracicie czas i 20 rupii za depozyt jak ja. Dodatkowo przy drugim podejściu pan wymacał w mej kieszeni "ghutkę" i wylądowała w śmietniku. Od bramy słyszymy polski język, a koleżanki z Chin proszą mnie, bym im cyknął fotkę - stoją jednak w cieniu, więc ich twarze są czarne, a Taj w pełnym słońcu. Niezadowolone włączają mi lampę błyskową i wszyscy są zadowoleni. Póżniej jeszcze robię fotę czterem chłopakom, którzy niczym modele pozują wewnątrz pustej fontanny - widząc efekt, mówię, że efekt jest "not good", chłopak zerka i potwierdza "uuuu, it is not good". Patrząc na jeden z cudów świata nie przeżywam początkowo jakiegoś ogromnego zachwytu, jednak nadziwić się nie mogę, że to wszystko jest, cholera, rzeczywiście w marmurze. Płaskorzeźby i zdobienia powalają na łopatki.






[K:] Nasz przewodnik podaje: "Uznawane za jeden z cudów świata mauzoleum jest dziełem Śahdżahana, które władca wzniósł z miłości do ukochanej żony, zwanej też Ozdobą Pałacu.Zachwycająca budowla przyniosła swemu twórcy nieśmiertelną sławę. Uwagę zwraca nie tyle perfekcyjna symetria, zadziwiające proporcje i monumentalny ogrom mauzoleum, co subtelne piękno architektonicznych detali, pokrywających niemal każdy cal marmurowej budowli". Budowla jest naprawdę niesamowita. Dekoracje oszałamiające, a tworzenie ich bardzo pracochłonne, wymagające wielkiej precyzji. Najczęściej to motywy kwiatowe, inkrutowane kamieniami półszlachetnymi i szlachetnymi. Kwiaty w epoce dynastii Wielkich Mongołów były symbolem raju. Część zdobień tworzona była z jednego kawałka marmuru, co wydaje się wręcz niemożliwe. Grobowiec był wznoszony przez 20 tysięcy budujących, a prace nad jego stworzeniem trwały 22 lata. Legenda głosi, że kazano obciąć palne głównemu architektowi i jego pomocnikom, żeby już nigdy nie stworzyli tak pięknego dzieła.




[W:] Kolejny punkt to "Agra Fort" wykonany z czerwonego piaskowca. Sądziliśmy, że bilety do Taj upoważniają nas do wejścia i tutaj, jednak upoważniły nas jedynie do zniżki, więc zamiast 300, płacimy 250 rupii. Budżet dawno został przekroczony, ale być w Agrze i nie wejść? Wrażenia przyjemne i piękny widok na Taj.






Jak przystało na zagubione sierotki, do Fortu poszliśmy naokoło, idąc ok 3 km zamiast 500 m, jednak dzięki temu wypatrzyliśmy drogę, którą możemy pójść na drugą stronę rzeki, by tam podziwiać Taj Mahal przy zachodzie słońca.






Poszliśmy mostem kolejowym, a potem drogą, którą jechało sporo taksówek i riksz z turystami, więc kierunek dobry. Za 100 rupii można wejść do ogrodu w punktem widokowym, jednak nie róbcie tego i idźcie 500 metrów dalej, gdzie za darmo można podziwiać niemal identyczny widok. Czasem ludzie, kórzy zapłacili po stówie, robili zdjęcia 3 metry od nas, więc płacenie nie ma sensu. Nad tym brzegiem zagadują mnie dwaj pijani, młodzi goście. Sporo czasu zajmuje im zrozumienie, że nie gadam po ichniemu, więc dziarsko próbują po angielsku. Uśmiałem się i nawdychałem oparów gorzały, choć ni w dupę nic nie zrozumiałem. ([K:] Oni byli zdziwieni w ogóle, że W. nie jest Indusem). Widok ładny, ale nie powalający. Wróciliśmy tym samym mostem, a ponieważ K. dziś w końcu nie ma akcji żołądkowych, uczciliśmy dzień dobrą kolacją. Mają tu napój, który bardzo przypadł nam do smaku - nazywa się Mazza i niestety jest produkowany przez Coca-Cola Company. Smakuje po prostu jak sok z mango i jest rewelacyjny. [K:] Pyszne soki wypiliśmy też przy sklepie warzywnym - W. z buraków i marchewki, ja z samej marchwi. Coś pięknego.
[W:] W pokoju Karola padła bardzo szybko, ale zabroniła mi gasić światło ze względu na tajemniczych gości. Już miałem zasypiać, gdy nagle ktoś puka do drzwi, a jest północ, podchodzę, a zza drzwi jakieś wrzaski, piski, żarówka w pokoju miga - no powrót żywych trupów. Okazało się, że przed oknem na słupach energetycznych siedzi banda małp, jedna drze się pod drzwiami, inne skaczą po balkonach i robią rozpierdziel. Małpy to najgorsze cholery, gorsze nawet od rikszarzy, czy miejscowych cwaniaków. Wygląda to, jakby celowo chciały po prostu nabroić. Rzuciłem w jedną kapslem, a ta o mało nie dała mi po gębie. Ludzie z okien i balkonów stukali w dachy długimi kijami próbując je przegonić. Najgorsze było wskakiwanie na nasz blaszany dach, bo robiło to ogromny hałas. Po kilku minutach, z odsieczą przybyła grupa psów, która zrobiła jeszcze większy harmider, ale dzięki temu małpy przeniosły się gdzieś dalej. Sceny z okna nierealne i chyba lepsze niż wszelkie zabytki i świątynie. Nie ukrywam, że te cholery solidnie mnie przestraszyły, a ta w którą rzuciłem kapslem patrzyła na mnie tak, że pewnie jeszcze gdzieś w podróży dostanę za to po ryju od jakiegoś jej kuzyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz