czwartek, 17 lutego 2011

12.02.2011 "FLOWER - POWER"

[K:] Kilka słów o Kajuraho. Jak podaje nasz przewodnik, legenda głosi, że bóg księżyca, kiedy zobaczył pannę Hemawati, kąpiąca się w rzece, zachwycił się jej urodą, zszedł na ziemię i "oddał się miłosnemu uniesieniu". Urodził się syn, który wzniósł wspaniałą świątynię na cześć miłości rodziców. Założył też dynastię Ćandela, a następni władcy między 900, a 1100 rokiem wznosili kolejne świątynie (w sumie 85). Większość była zdobiona rzeźbami kobiet i mężczyzn "złączonych w miłosnym uścisku". Dziś część z nich można zwiedzać, a podzielone są na trzy grupy - południową, zachodnią i wschodnią.





[W:] W Khajuruaho jest przepięknie, czysto, spokojnie i klimatycznie, wkurzają jedynie rikszarze i sklepikarze, którzy ciągle zapraszają i zapewniają o "speszal prajs". Niby to kolebka Kamasutry, ale chyba nie do końca wiedzą tu co znaczy "hardkorowe mizianko", jakie widzieliśmy na drewnianych rzeźbach w Bhaktapur. Zachodni kompleks świątyń zostawiliśmy sobie na koniec i rzeczywiście, jak mówi nasz przewodnik, to najokazalsza i najfajniejsza część miasta. Wokół świątyń wielki, piękny ogród, w którym można chłonąć klimat. Zanim jednak tu zajrzeliśmy spotkaliśmy Mansoka i zaprosiliśmy go na śniadanie - zjadł skromnie - tosty z dżemem i choć wcale nie zamawiał, dostał kawę, o której twierdzi, że to trucizna.
Po pierwszym łyku poszedł do kuchni i dolał ze trzy części mleka, po czym dosypał garść cukru. Restaurację prowadzą jego kumple, którzy od rana przypalają z glinianej lufy. Mamy niezły ubaw, gdy nasz kolega opowiada o miejscowych plejbojach i koreańskiej dziewczynie, która bawi się nimi, zabawiła się też Mansokiem i jego kumplami - ona i oni zadowoleni. ([K:] Tłumaczy nam też, że tutejsi mężczyźni mają "erotic power").[W:] zawdzięczają ją (power) m.in.czerwonym kwiatkom, które spożywają codziennie. Mansok urwał taki kwiatek i zjadł, po czym urwał mi jeden, przebrał w poszukiwaniu ewentualnych insektów i wyjaśnił, że będę miał erotic moc oraz wyleczy mi to to wszystkie dolegliwości żołądkowe. Kwiatek nawet smaczny, trochę kisielowaty po przeżuciu, a moja moc erotyczna wzrosła do takiego poziomu, że po powrocie padłem na pysk i spałem jak dzidzia. Pokazuje nam też jednego z macho, który nauczył się koreańskiego i podrywa wszystkie przyjezdne dziewczyny - w ten sposób też zarabia na życie, oprowadza po wiosce, po świątyniach i stara się zapewnić dobrą zabawę, oczywiście na koszt dziewcząt. ([K:] Dowiadujemy się też, że trzy lata nie padał tutaj deszcz. Nie chce nam się wierzyć! Głównym zajęciem ludzi, często jest tu zdobywanie wody, jeżdżą czasem kilka kilometrów i na rowerach przywożą baniaki do podlewania roślin. Zwierzęta często przegrywają z suszą. Pytamy też o system szkolnictwa, bo nasz znajomy, mówi, że jest niewyedukowanym człowiekiem i naprawdę nie potrafi przeczytać karty menu.
Chodził do szkoły "rządowej", ale jak twierdzi, nauczyciele tam się nie przykładają do pracy - dostają niskie pensje, nie uczy sie tam angielskiego, a jeśli chcesz coś umieć, musisz iść do szkoły prywatnej. Jego rodziców nie było na to stać, bo to niższa kasta, zajmująca się rolnictwem. Mansok to sympatyczny chłopak, zarabiający na turystach. Dopiero pod koniec naszej rozmowy, zrozumiał, że nic od niego nie kupimy, bo naprawdę nie mamy pieniędzy, a każda rupia, to szansa dla nas na dłuższy pobyt w jego pięknym kraju).
Mając bilety do świątyni wolno nam też odwiedzić muzeum archeologiczne, ale jego zwiedzanie zajmuje około trzech minut. Miasteczko zdecydowanie godne polecenia - warto zatrzymać się tu na dwa spokojne dni, połazić, pozwiedzać, przejechać się rowerem, zjeść, wyspać i ruszać dalej. Polecamy też hotel Shanti naprzeciw jeziora. Dostaliśmy tu pokój za 250 rupii i mogę zaryzykować stwierdzenie, że był jak dotąd najlepszy - istny pałac z wielkim słonecznym tarasem, czysta łazienka, a nawet tv, w którym można pooglądać indyjskie teledyski, czy national geographic oraz fajne chłopaki z obsługi. Pytajcie o pokój 304 - wypalona dziurka na telewizorze to moja sprawka - ciiiiii...

1 komentarz: